... wyglądają zupełnie inaczej niż na zwykłej wsi. Bo Czacz nie należy do zwykłych wsi. Tutejsi gospodarze zbierają plony. Tyle że nie tylko z pól. To najsławniejsi w Polsce graciarze. Handel używanymi rzeczami kwitnie tu w każdej stodole.
<!** Image 2 align=right alt="Image 91005" sub="Fot. Katarzyna Pietraszak">Woń z obory miesza się z zapachem starego drewna. Wszedzie pełno kurzu. Sobota, prawie południe. To dzień największych żniw - przyjeżdża najwięcej ludzi z Polski. Po obu stronach ulicy, wzdłuż której rozciąga się wieś, trudno o wolne miejsce - samochody powciskane wszędzie, między drzewami, na łąkach, podwórkach. Znaki zakazu postoju nie są tu respektowane. Udaje się nam znaleźć wolne miejsce na klepisku graniczącym z polem - stajemy prawie w kłosach żyta. Obok samochody z Łodzi, Poznania, Wrocławia, Koszalina, Torunia i Gdańska.
- Dwa złote się należy - nagle, nie wiadomo skąd, staje przed nami siwiejąca kobieta w fartuchu. Chowając monetę do kieszeni informuje: - Można stać cały dzień. Wraz z mężem i synami prowadzi 17-hektarowe gospodarstwo. To jedno z niewielu domostw we wsi bez foliowego tunelu lub szopy skleconej z płyt pilśniowych na podwórku (tylko bogatsi handlarze rzeczami używanymi sprzedają je w wielkich murowanych stodołach).
<!** reklama>- Dużo upraw mam, niczym nie handluję. Wystarczy, że za parking wpadnie parę groszy - gospodyni patrzy nieufnie i powoli się wycofuje.
- Wszystko legalne - pani Ilona (prosi o niepodawanie nazwiska) popija kawę przed foliowo-drewnianą szopą, jakich tu wiele. W środku zamiast ogórków albo pomidorów, wszystko, czego dusza zapragnie. Rolki (od 20 zł), narty (od 40 zł), łóżka do sypialni z materacami i bez (od 60 zł), szafy trzydrzwiowe (od 100 zł) i pod zabudowę, stoliki, porcelana zakurzona i oficerki po dziadku. Na przedmiotach nie ma metek. Pani Ilona ceny ma w głowie. Na co dzień pracuje jako księgowa, mieszka w sąsiedniej wsi. Dziś pomaga mężowi, który rozkręcił interes trzy lata temu. Właśnie na sąsiedniej działce pcha taczkę, bo małżeństwo buduje dom. I tu się przeniesie, bo w Czaczu opłaca się żyć.
<!** Image 3 align=left alt="Image 91005" sub="Dziś już mało kto w Czaczu pamięta, kto jako pierwszy przed sześcioma, a może pięcioma, laty przywiózł
z zagranicy towar na handel. Ludzie mówią, że był to mieszkaniec pobliskiej wsi, w której handel nie przyjął się, bo trudno było tam trafić. Czacz
przejął interes, bo leży przy uczęszczanej drodze E261. / Fot.Katarzyna Pietraszak">- Ta pompa po ile? - słychać męski głos spod folii.
- Sto.
- A działa? - z szopy wyłania się mężczyzna ze sprzętem.
- Nie wiem, czy jest sprawna - odpowiada pani Ilona. - Gwarancji do niej nie ma.
Reklamacji tu się nie uwzględnia. Bo i gwarancji się nie daje. Busy z towarem z Niemiec i Holandii przyjeżdżają rano w czwartki i piątki. Trzeba kupić wszystko - zawartość busa to wielka loteria. Bywa, że część nadaje się do wyrzucenia, część wymaga renowacji (zarabiają na tym okoliczni rzemieślnicy). Nie ma się co dziwić - większość rzeczy pochodzi z tzw. wystawek - niepotrzebne rzeczy wystawione przed niemieckimi domami.
<!** Image 4 align=right alt="Image 91005" sub="Przeważają meble - szafy, komody, stoliki - poupychane w każdym wolnym kącie. W tej graciarni można nierzadko wypatrzeć prawdziwą perełkę.">- Pani, oni mają żywot jak niewolnicy - syn pana Stanisława raz zabrał się z handlarzami, bo zamierzał pracować na własną rękę. Ale odechciało mu się. - Trzy, cztery dni wyjęte z życia - spanie w samochodzie, jedzenia tyle, ile się weźmie ze sobą, nie ma się gdzie umyć.
- Czarne jak murzyny wróciły - dodaje ponad osiemdziesięcioletnia pani Marta. Nie puści tam więcej wnuka. Spaceruje po podwórku pomiędzy leżakami ogrodowymi, dmuchanym kajakiem, podniszczonymi kosiarkami, leżankami, sofami, kanapami. Za tą „wystawą” ogromne wrota do jej murowanych stodół zbudowanych 30 lat temu. Jeszcze niedawno stały tu młockarnie, traktory. Dziś tak jak wszędzie - meblościanki, szafy, komody, łóżka. Opłaca się. Co miesiąc do kieszeni gospodarza wpada tysiąc złotych z wynajmu stodół.
- Ale nie żeby my tylko z tego żyli - pan Stanisław zwija dywan leżący przed wejściem do chlewu. Na dowód pokazuje nam swoje świnie. - Miałem więcej, ale sprzedałem. Żeby z tych naszych interesów kochany burmistrz coś dla wioski zrobił. Tu ino krzywe chodniki momy. Ani parkingów, ani niczego. A piniądze biorą - gospodarz wylicza, że tylko on odprowadza do gminy 4 tys. zł podatków rocznie. - Ale tak ogólnie. To my zadowolone jesteśmy.
<!** Image 5 align=left alt="Image 91005" sub="Pan Stanisław stodołę dzierżawi handlarzom. W chlewie nadal ma świnie.">Nie narzekają też ci, którzy odwiedzają Czacz. Nikt nie policzył, ile osób codziennie tu przyjeżdża. Ale ruch jest tu większy niż w niejednym mieście w centrum. Dla niektórych ta wieś stanowi atrakcję turystyczną (zaglądają tu letnicy wypoczywający nad okolicznymi jeziorami), innych przyciąga potrzeba.
- Tu jest duży wybór rzeczy nietypowych - Joanna i Rafał Henkelowie ze Śremu szukają biurka, komody i starej biblioteczki. Ich dzisiejszy zakup to dwie szmaciane lalki. Wcześniej byli w Czaczu kilkakrotnie. Wyjeżdżali z drobiazgami - kubkami, donicami.
Pani Wioletta z Krakowa przyjechała tu z rodziną „w dwa samochody”. - Już dawno się tu zbieraliśmy. Zadowolona z zakupów kobieta dźwiga wiklinowy fotel i podstawę do parasola ogrodowego. Dzwoni jej telefon komórkowy. To rodzina, która gdzieś się po podwórkach pogubiła.
Rafał Gbiorczyk, jeden z pierwszych handlujących rzeczami używanymi w Czaczu, sprzedał niedawno 150 marmurowych kolumn - kopii. Po 550 złotych każda. - Ukraina dużo rzeczy bierze - mówi handlarz.
<!** Image 6 align=right alt="Image 91005" sub="Wielu zrezygnowało z chowu zwierząt i wstawiło do chlewów takie unikaty jak na przykład te organy pochodzące prawdopodobnie z XVIII w. Cena - 650 zł. ">Za wschodnią granicę jadą komody wycenione na kilka tysięcy złotych, szafy barokowe za kilkadziesiąt tysięcy, obrazy. Wśród odbiorców Gbiorczyka są antykwariusze, pośrednicy, a nawet gwiazdy - do jego stałych klientów należy znany polski muzyk (prosi o niepodawanie jego nazwiska). Ma stałych klientów również z Niemiec, dokąd jeździ po towar. Ale nie na wystawki, mebli szuka w komisach i hurtowniach. W stałych punktach za Odrą, a także we Francji i Holandii. Nie przywozi szrotu, selekcjonuje towar:
- Zostawiam 5 tys. euro i mam samochód pełen antyków - twierdzi. Zarabia na nich 20-30 procent. - Szukam rzeczy, których nie ma tutaj nikt. Bo w Czaczu wszyscy mają wszystko, a ja nie. Rzeczywiście klienci Gbiorczyka muszą mieć grube portfele - komoda za 6,5 tys. zł, zegar ścienny kosztuje u niego 4 tys. zł, obrazy od kilkuset złotych, pośrednicy wystawiają je na portalach aukcyjnych, „schodzą” nawet za kilka tysięcy złotych.
<!** Image 7 align=left alt="Image 91011" sub="Joanna i Rafał ze Śremu wracają
z Czacza ze szmacianymi lalkami / Fot. Katarzyna Pietraszak">Gbiorczyk pamięta, że jego koledzy z branży „za grosze” kupili na terenie Niemiec łyżkę chrzcielną z XV wieku. Odkupiło ją muzeum. Za 4 tysiące złotych. Takie okazy też się zdarzają, ale coraz rzadziej.
Nie zanosi się na to, aby wieś, w której można naprawdę „coś” oryginalnego znaleźć i to w przyzwoitej cenie, musiała wrócić do typowo rolniczych zajęć. Interes tu będzie się tak długo kręcił, jak długo będą nam się podobały starocie. A czy kiedykolwiek przestaną?
My wyjeżdżamy z Czacza ze swoimi okazami: czterema drewnianymi krzesłami kuchennymi za120 złotych, dwiema bawarskimi filiżankami z maselniczką za 50 złotych i płytą winylową z przebojami lata 1975 roku za złotówkę.
<!** Image 8 align=right alt="Image 91011" sub="Niektórzy sprzedawcy wyselekcjonowali towar - mają swoich stałych odbiorców, lubujących się w barokowych meblach
i dewocjonaliach. Ceny czasem przyprawiają o zawrót głowy. Komoda za 6 tysięcy złotych, stół
i cztery krzesła w komplecie - 4,5 tysiąca złotych. Komplet kawowy
z Bawarii - 550 złotych.">Warto wiedzieć
Niskie bezrobocie, handel i szara strefa
- Czacz, wieś rolnicza położona na trasie z Poznania do Wrocławia, na terenie gminy Śmigiel. Nie wiadomo, skąd pochodzi jej nazwa.
- Liczy około półtora tysiąca mieszkańców. Większość z nich żyje z obrotu rzeczami używanymi bądź wynajmu działek, stodół i szop.
- Stopa bezrobocia w powiecie kościańskim wynosi 6 procent. Leżący tutaj Czacz to jedna z niewielu wsi w kraju z tak niskim odsetkiem osób bez pracy.
- W Czaczu jest około 250 pomieszczeń (stodół, wiat, szop, naprędce zbudowanych hal ) ze sprzętem używanym. Do budżetu gminy z tytułu podatków od prowadzonej działalności gospodarczej wpływa 70 tysięcy złotych rocznie. Władze gminy oraz służby skarbowe od lat starają się ucywilizować i uporządkować prawnie status sprzedawców - nie wiadomo, ile osób zatrudnionych jest w tak zwanej szarej strefie.
- W dwóch minionych latach gmina dokończyła w Czaczu budowę zaplecza domu wiejskiego, gdzie mieści się, między innymi, siedziba straży pożarnej, sala gimnastyczna i biblioteka.
- Jeszcze kilka lat temu po atrakcyjnej cenie można było tu kupić sprzęt AGD. Dziś już nie cieszy się on takim wzięciem. Nie słabnie natomiast zainteresowanie klasycznymi meblami, zwłaszcza holenderskimi, sprzętem treningowym, lampami, porcelaną, meblami ogrodowymi. Można kupić ten towar nawet o połowę taniej niż w sklepie.
- Ceny wybranych przedmiotów sprzedawanych w Czaczu: strzelba z dolnym naciągiem - 130 zł, niewielki obraz damy z łasiczką - 50 zł, lustro w złoconej oprawie - 110 zł, zabawka klown - 15 zł, kosiarka - 100 zł, komplet stołowy - 550 zł, ławka ogrodowa z drewna i metalu - 150 zł, komplet mebli barokowych (komoda, kredens, łoże) - 16 tys. zł, indonezyjskie siedzisko z poduszką - 260 zł.
Opinia
Wiesława Poleszak-Kraczewska, wiceburmistrz gminy Śmigiel, kulturoznawca (kupiła w Czaczu lampę naftową i świecznik):
- Czacz to jedna z najstarszych wsi w naszej gminie. Przed paru laty kilku przedsiębiorczych mieszkańców zaczęło przywozić to, co już Niemcom nie było potrzebne. Nasze społeczeństwo nie należało wówczas do zasobnych, więc towar znajdował nabywców, początkowo wśród okolicznych mieszkańców. Dziś Czacz zyskał ogólnopolski rozgłos jako największy szrot w Polsce. I nie wstydzimy się tego. Cieszymy się, że mieszkańcy znajdują pracę, która daje im środki do życia.