Jak doszło do linczu we Włodowie na Warmii? Dlaczego sprawa recydywisty, który gnębił mieszkańców okolicznych wsi, stała się głośna dopiero, gdy wieś dokonała samosądu? Policja przyznaje się do błędów.
<!** Image 2 align=left alt="Image 2133" >Kiedy siedział, był spokój. Jak tylko wychodził na wolność, na Włodowo i okoliczne wsie padał blady strach. Aż w końcu ludzie nie wytrzymali. Informacja o linczu w warmińskiej wsi stała się głośna w całej Polsce.
Mikrej postury, ale zaczepny, Józef C. z Włodowa pod Świątkami, niedaleko Olsztyna, już jako nastolatek dał znać o sobie.
- Koleżance wbił stalówkę pod oko. Prawie je wydłubał - opowiada Bolesław Wrzosek z Brzydowa, wsi położonej niedaleko Włodowa. - Zawsze musiał mieć jakiś nóż w marynarce. Ale to nie był człowiek. To było wściekłe zwierzę w ludzkiej skórze - rolnik ze wstrętem mówi o swoim znajomym z młodzieńczych lat.
Mały, ale zły
Józef C. przez 60 lat swojego życia za kratkami spędził 34 lata i dwa miesiące. W zeszłym roku wyszedł na wolność po siedmiu latach odsiadki.
- On już na wolności nie umiał żyć. Przed tym wszystkim to nawet mi mówił, że musi komuś łeb rozwalić, to znów go zamkną - opowiada Bolesław Wrzosek. A więzienie mu się szykowało, bo butelką po winie pobił swoją konkubinę. Tyle że sprawa trwała, a C. chodził po wsiach i straszył ludzi. W Brzydowie chłopy się skrzyknęły.
- I zapowiedzielim mu, że jak go tu zobaczymy, to ryja mu obijemy jak ta lala - opowiadają brzydowiacy.
Józef C. trzymał się od Brzydowa z daleka. Za to dawał się we znaki mieszkańcom Włodowa. Zresztą jego „wyczyny” znali ludzie w całej gminie. - Na mnie napadł, koleżankę dusił. Bił i, jak to się mówi, wykorzystywał swoją matkę i siostrę, bydlak jeden - mówi z nienawiścią pani Ela.
Nikt we wsiach wokół Włodowa o C. dobrego słowa nie powie. Nawet ci, co pili z nimi pod sklepem. - Parszywy sk...syn. Dał się tu ludziom we znaki przez te wszystkie lata.
Spokój był tylko wtedy, kiedy Józef C. na państwowym wikcie w więzieniu siedział.
Bandyta z maczetą
- A jak wychodził, tośmy się na cztery spusty zamykali. Żeby w nocy nie wlazł - zapewnia Mirosława Antoniak. Wrzosek dodaje: - A chłopy to z siekierami albo łomami pod łóżkami spali.
C. szukał zaczepki. Chodził po Włodowie i wygrażał ludziom.
<!** Image 3 align=right alt="Image 2134" >- Nam powiedział, że zabije, a chałupę z dymem puści - mówi wciąż przerażona Jadwiga Graczyk. - Zapowiadał, że mojemu wnukowi głowę oberżnie - płacze kobieta. Ma powód podwójny: trzech jej synów jest w areszcie. I ich sąsiad, kolega synów i jeszcze dwóch kolejnych mieszkańców Włodowa. Wszystkich aresztowano pod zarzutem zabójstwa. Właśnie pierwszego lipca C. uzbroił się w maczetę do ogławiania buraków. Krótko po południu ruszył do swojej konkubiny. - Myślałam, że jak mu to z ręki wyleci, to mi głowę obetnie - opowiada Mirosława Antoniak.
Ale C. nie zrobił jej krzywdy. Poszedł dalej.
- Ja dzwoniłam na policję do Dobrego Miasta, a mąż pobiegł i chciał go zatrzymać. Ten bandyta zaczął mu wygrażać. Na braci W. się rzucił i Tomka w rękę skaleczył. No to Piotr złapał sztachetę i mu dał po łapach - mówi Elżbieta Kutarba, listonoszka z Włodowa. - Trochę się opanował. Zabrał maczetę i sobie poszedł.
Józef C. daleko jednak nie odszedł. Zaszył się w krzakach pod wsią i czekał na dogodny moment.
Ranny Tomasz W. pojechał do Dobrego Miasta na opatrunek. Wpadł na komisariat i chciał złożyć zawiadomienie. Ale policjanci odmówili. - Tylko mu powiedzieli, że jak chce, to może składać na nich skargę - mówi oburzona listonoszka.
Tomasz W. wrócił do wsi. Po kilkudziesięciu minutach pojawił się Józef C. Znów z długą na 40 centymetrów maczetą w ręku.
Tym razem mieszkańcy Włodowa już nie zamierzali czekać na policję. Bracia W. i ich kolega chwycili, co mieli pod ręką. Uzbrojeni w szpadel, łom i drąg rzucili się za znienawidzonym przestępcą. Dopadli go w krzakach pod wsią.
Dobity po czasie
- On machał tym nożem, a chłopaki go okładali. Ale go nie zabili. Jak odchodziliśmy, to C. żył - zapewnia Elżbieta Kutarba, która jeszcze raz po bójce zadzwoniła na policję do Dobrego Miasta. - Ale im powiedziałam, że C. dostał manto. I na pogotowie zadzwoniłam - wyjaśnia jeszcze pani Elżbieta.
Policjanci przyjechali dopiero po godz. 21.30, prawie pięć godzin po pierwszym telefonie z Włodowa z prośbą o interwencję. Okazało się, że Józef C. już nie żył. - Śmierć spowodowały liczne rany tłuczone i rąbane głowy - recytuje protokół sekcji zwłok Krzysztof Stodolny, szef Prokuratury Rejonowej Olsztyn-Północ. - To było zabójstwo - ocenia Stodolny i dodaje, że w swojej karierze prokuratorskiej z takim przypadkiem samosądu jeszcze się nie spotkał. Policjanci już w nocy z piątku na sobotę zatrzymali pięć osób. W niedzielę dwie kolejne. O dwóch ostatnich mówi się, że dobili rannego C.
- Nie potwierdzam, ani nie zaprzeczam - odpowiada prokurator Stodolny.
Bez precedensu
Ksiądz podczas niedzielnej mszy podziękował Bogu, że zgodził się przyjąć do siebie Józefa C. A mieszkańcy Włodowa zamierzają zażarcie bronić swoich sąsiadów. Jednocześnie atakują policję.
<!** Image 4 align=left alt="Image 2135" >- Dla nas oni są bohaterami, bo obronili nas przed bandytą. A gdyby przyjechała policja, to by się nic takiego nie stało - ludzie z Włodowa bez problemu wskazują winnych. - I naszych chłopaków, którzy nigdy muchy nie skrzywdzili, będziemy bronić - zapowiada Wiesława Przerwa, która we Włodowie pełni rolę animatora kultury. Założyła nawet wiejski teatrzyk. Teraz powołała do życia „Komitet społeczny wsi Włodowo-Brzydowo-Boguchwały”. Komitet zebrał już i przekazał trójce znanych i jednych z najlepszych adwokatów z Olsztyna siedem tysięcy złotych honorarium.
- Sprawa jest ciekawa. Dlatego podjęliśmy się jej - odpowiada mec. Józef Lubieniecki, prawnik, który reprezentuje ostatnio jednego ze świadków występujących przed Sejmową KomisjąŚledczą ds. PKN Orlen.
- Na pewno postaramy się wykazać błędy policji oraz doprowadzić do zmiany kwalifikacji czynu z zabójstwa na pobicie ze skutkiem śmiertelnym - wyjaśnia mec. Ryszard Afeltowicz. Trzeci z obrońców mec. Maciej Osowicki dodaje, że trudno znaleźć podobny przypadek w powojennym polskim orzecznictwie sądowym.
- Dlatego postanowiliśmy pomóc tym ludziom - wyjaśnia.
Zła rutyna
Komendant wojewódzki policji w Olsztynie inspektor Zdzisław Gazda powołał specjalną grupę policjantów, którzy drobiazgowo zbadali postępowanie swoich kolegów z Dobrego Miasta. Ocena wypadła fatalnie, a policja się przyznała do błędów.
- To się nie powinno zdarzyć. Policjanci postąpili zbyt rutynowo i źle ocenili sytuację. Kar nie unikną - stwierdził insp. Zdzisław Gazda, ale powiedział, że decyzję wobec policjantów podejmie szef komendy miejskiej w Olsztynie Krzysztof Święcicki. - Komendant polecił wszcząć postępowanie dyscyplinarne i zawiesił w obowiązkach dyżurnego komisariatu i funkcjonariusza pionu prewencji - mówi Izabela Niedźwiedzka, rzeczniczka KMP w Olsztynie. Policjantom z 20-letnim stażem pracy grozi wyrzucenie ze służby.
Speckomisja olsztyńskiej KWP prześle ocenę dobromiejskich policjantów do prokuratury. - Na razie nie będą ich postępowania oceniał - odpowiada prok. Stodolny.
Tymczasem pojawił się problem, gdzie pochować Józefa C. Mieszkańcy Włodowa, nawet siostra C., zapowiedzieli, że na pochówek we wsi nie pozwolą. - Na strzępy go rozniesiemy a i festyn gminny przy tej okazji się zorganizuje - zapowiedzieli.