https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

"žHelp"! Wreszcie zza krat i w zawiasach

Grażyna Ostropolska
Lata 1992-94 były dla agencji ochrony „Help” piękne. Kapitalizm pączkował, przemytnicze fortuny wyrastały jak grzyby po deszczu, trzeba je było chronić.

Lata 1992-94 były dla agencji ochrony „Help” piękne. Kapitalizm pączkował, przemytnicze fortuny wyrastały jak grzyby po deszczu, trzeba je było chronić.

Nikt nie nadawał się do tego lepiej niż byli milicjanci i... chłopcy z siłowni. Takie też były korzenie agencji „Help”. Założyli ją były milicjant Adam L. wraz z Wojciechem D., ps. Daki - dobrze zapowiadającym się tyczkarzem i stałym bywalcem siłowni. Ukrytym wspólnikiem był biznesmen Marek K. - kolega Adama L. ze studiów.

<!** reklama left>Wydzierżawili lokal przy Starym Porcie 5 i z dnia na dzień umacniali pozycję. Ochraniali poważne państwowe przedsiębiorstwa i prywatne spółki. Mieli umowy z bankami i zlecenia z PZU. Posiadali pozwolenia na broń, a jak brakowało im sprzętu, pożyczali od... policji. Pałki, kamizelki, paralizatory...

Choćby na akcję Jarocin. Tam ochroniarze z „Helpu” chyba się sprawdzili. Urzędowali w miejscowym komisariacie, dysponowali sprzętem z bydgoskiej komendy, m.in. paralizatorami.

Byli dobrze zorganizowani

Nikt nie wszedł na koncert z butelką. Na bramce stał wtedy Jarek Lorek i wywracał młodym kieszenie w poszukiwaniu prochów. To ten sam ochroniarz, którego parę lat później wyłowiono z Zalewu Koronowskiego. W bydgoskim półświatku szeptano, że Jarek zaczął sypać, więc obstalowano mu...

betonowe buciki

Prokuratura prześwietlała już wtedy „zorganizowaną przestępczość „Helpu”. Zaczęły się pierwsze aresztowania, pojawiły listy gończe za „Dakim” i jego kumplem Robertem K. Policji udało się ustalić, że przebywają w hotelu C. pod Włocławkiem, ale o akcji ktoś ich uprzedził. Nie po raz pierwszy.

Świadkowie, w zakończonym przedwczoraj procesie, też wspominali o przeciekach.

Treść ich zeznań, złożonych na policji, docierała do oskarżonych. Świadkowie byli zastraszani. Tak, jak pani B. - tłumaczka. Reprezentowała niemieckiego przedsiębiorcę, od którego ochroniarze „Helpu” wyłudzili pieniądze, obiecując odnaleźć skradzione mu auta. W rzeczywistości , jak ustaliła prokuratura, ochroniarze pomagali w ich ukryciu i sprzedaży.

- Miałam powtórzyć Lotharowi L., żeby swoje zeznania wycofał - zeznała pani B. - to będzie żył bezpiecznie. Jak tego nie zrobi, to nie ma szans na prowadzenie firm w Polsce. Jej też grozili. Zauważyli, że jej biuro jest drogo wyposażone, a o pożar nietrudno. Zabrali z biurka wizytówkę z jej domowym adresem. Dali do zrozumienia, że czytali protokół zeznań na policji i dużo mogą...

To była łagodna perswazja. W paru innych przypadkach zamieniano groźby w czyn.

Zdzisław K. miał pecha, bo nie wiedział, z kim zadziera. Z hurtowni Jacka G. i Jerzego M. - znajomych: „Dakiego” wiózł kawę na Wybrzeże. Był nią wyładowany cały star z przyczepą. Za sprzedany towar dostał do ręki kasę: 250 mln starych złotych i - jak twierdzi - małpiego rozumu. Poszedł w Gdyni do burdelu. Ocknął się goły i bał się do Bydgoszczy wracać. Parę dni się ukrywał, w końcu zgłosił na policję. Powiedział, że go w burdelu okradli.

Hurtownicy uznali to za bajkę. Poprosili znajomych z „Helpu”, by zrobili kierowcy test prawdy. Wyciągali z niego tę prawdę pałami, w mieszkaniu na Błoniu. Stamtąd wywieźli Zdzisława K. do leśnego bunkra koło Szubina. Żeby skruszał i przypomniał sobie, co naprawdę zrobił z forsą.

Opis obrażeń, które doznał jest długi. Pan K. jest dziś inwalidą.

Nieco lżej oprawcy obeszli się z człowiekiem, który odmówił im współpracy. Grzegorz Ż. miał wyszukiwać ludzi, na których da się zarejestrować...

trefne auta

Jednego klienta im znalazł, potem chętnych do przestępczej rejestracji w jego otoczeniu brakowało. Pamięta, jak „Daki” wpadł w szał, bo nie mógł zarejestrować BMW.

- Znaleźli mnie w barze przy Żeglarskiej - zeznał Ż. - Oderwali od bilarda, wyciągnęli na zewnątrz, pobili. A potem „Daki” paradował z bronią po barze, pokazywał, jaki jest mocny.

W przypadku państwa K., którym po wizycie w serwisie znanego dealera zginął mercedes, sprawę wyłudzonych (na rzekome poszukiwanie) pieniędzy ochroniarze załatwili tak: - Zaproponowano nam wystawienie rachunku za fikcyjną ochronę naszej firmy. Rachunek był na nieistniejacą agencję „Komandos” z Torunia. - To była rzeczywista ochrona - idzie w zaparte ochroniarz. - Pana K. miał ochraniać niejaki „Rambo” z Torunia.

To tylko mikrocząstka zeznań. Ponad 40 tomów akt obrazuje, jak działał przestępczy układ pod przykrywką ochrony mienia. Proces ciągnął się długo i z przerwami, bo oskarżeni trafiali do psychiatryka bądź za kratki w innych sprawach. Jeszcze nie tak dawno „Daki” siadywał na trybunie honorowej żużlowych Grand Prix, u boku VIP-ów. Sponsorował mistrzów sportu. A potem trafił do aresztu, podejrzany o obrót kokainą.

Wybrane dla Ciebie

Emerycie, nie płać zaliczek na podatek. Masz prawo do emerytury wyższej o 300 złotych

Emerycie, nie płać zaliczek na podatek. Masz prawo do emerytury wyższej o 300 złotych

ZS Elektrycznych upamiętnił ofiary Zbrodni Katyńskiej. Zaprzysiężono sztandar szkoły

ZS Elektrycznych upamiętnił ofiary Zbrodni Katyńskiej. Zaprzysiężono sztandar szkoły

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski