Dwa wypadki w niedługim odstępie czasu to może za mało, by mówić o czarnej serii. Ponadto, poza tym, że wydarzyły się podczas pracy fizycznej, niewiele mają wspólnego. W pierwszym wypadku rękę ciężko uszkodziła dziewczyna stawiająca w zakładzie pierwsze kroki, w drugim - doświadczony mężczyzna na kierowniczym stanowisku.
Mam jednak nieodparte wrażenie, że o takich wypadkach słyszeć będziemy coraz częściej. Podstawowy powód to oszczędności wynikające z inflacji i pogorszenia się koniunktury w gospodarce. Szefowie firm w tej sytuacji nie chcą windować cen, by nie stracić klientów. W ramach oszczędności zwalniają więc część załogi, przerzucając obowiązki tych, których wysłali na zieloną trawkę, na pozostałych. W efekcie „ocaleńcy” po czystkach kadrowych nierzadko pracują na granicy wytrzymałości fizycznej. A wtedy o wypadek nietrudno.
Ostatnio miałem okazję zaobserwować taką sytuacje w... domu. Do instalacji pompy ciepła firma z południa Polski przysłała dwóch monterów. Prawie cztery dni tyrali niczym woły od rana do późnego wieczora. Gdy w piątek skończyli, żegnając ich, rzuciłem: - To teraz odpoczniecie. - Gdzież tam - odpowiedział brygadzista. - W niedzielę ładujemy towar i ruszamy do Suwałk...
