Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zawsze miała tysiące planów...

Szymon Spandowski
Szymon Spandowski
Bohaterka, legenda, wzór... To wszystko prawda. Elżbieta Zawacka była i pozostanie wielkim autorytetem. A jakim była człowiekiem, jak wspominają Ją ci, z którymi współpracowała, znała się, spotykała?

Bohaterka, legenda, wzór... To wszystko prawda. Elżbieta Zawacka była i pozostanie wielkim autorytetem. A jakim była człowiekiem, jak wspominają Ją ci, z którymi współpracowała, znała się, spotykała?

<!** Image 2 align=right alt="Image 107259" sub="Elżbieta Zawacka umiała świetnie opowiadać, a życiorys miała taki, że przygody bohaterów filmów wojennych to przy tym nudy">- Pamiętam, że bardzo szybko sprawiła sobie komputer, jak tylko się one pojawiły. Nauczyła się nim posługiwać, nie wystarczyła jej jednak sama umiejętność, chciała wiedzieć dokładnie, dlaczego na ekranie dzieje się to, co się dzieje. Fascynował ją Internet, cieszyła się, że pozwala na natychmiastowy kontakt, a ona zawsze miała tysiące planów. Denerwowała się, że jej koleżanki, kombatantki jakoś nie mogły się do komputera przekonać - mówi Dorota Zawacka-Wakarecy. - Byłam obok niej przez prawie 25 lat. Mój dziadek i jej ojciec byli braćmi. Pierwsze poważniejsze kontakty to początek lat 80., wcześniej spotykaliśmy się na uroczystościach rodzinnych, ale ona była zawsze zbyt zajęta, by utrzymywać ścisłe kontakty rodzinne. Niezwykle zorganizowana i wymagająca, przede wszystkim wobec siebie, ale też niezwykle ciepła, bardzo się interesowała moimi dziećmi i tym, co się u nas działo. Była genialnym psychologiem, potrafiła rozmawiać z każdym i robiła to tak, że nikt - czy był to profesor, czy hydraulik - nie czuł, że ma do czynienie z kimś wyjątkowym. Miała dar, tak rozmawiała z ludźmi, że nie sposób było jej odmówić.

Zasłuchana karetka

- Po wojnie AK-owcy byli w Polsce prześladowani. Potem, w latach 60., 70. część z nich mniej lub bardziej pogodziła się z systemem i o nich było w Polsce głośno. Zawacka z komunizmem nie pogodziła się nigdy i przez lata nikt o niej w kraju nie słyszał - mówi Stanisław Śmigiel, legenda toruńskiej opozycji. To dzięki takim ludziom jak Śmigiel, czy inny znany toruński działacz opozycji, Andrzej Sobkowiak, prawda o wojennych zasługach „Zo” zaczęła docierać do opinii publicznej.

<!** reklama>- To było jakoś na początku lat 80. - wspomina Dorota Sobkowiakowa. - Z Poznania przyjeżdżał wtedy człowiek, który pracował w dziale prohibitów biblioteki UAM. Na co dzień wzorowy bibliotekarz, na weekendy przyjeżdżał jednak do Torunia i przywoził zakazane książki, które u nas trafiały do drugiego obiegu. Kiedyś przywiózł „Drogi cichociemnych”, wydany w Londynie zbiór wspomnień tych cichociemnych, którzy po wojnie zostali na Zachodzie. Tam trafiliśmy na bardzo ciepłe wspomnienie jednego ze skoczków o Elżbiecie Zawackiej. Ta opowieść zrobiła na nas wielkie wrażenie, zastanawialiśmy się, czy ta kobieta jeszcze żyje. Jakieś dwa tygodnie potem Andrzej wpadł do domu z rewelacją, że nie dość, że żyje, to jeszcze jest w Toruniu. Organizowaliśmy wtedy spotkania Wszechnicy Związkowej, Andrzej poszedł do pani Zawackiej i zaproponował, by wzięła w nich udział. Przystała na to bardzo entuzjastycznie i mieliśmy zaszczyt gościć ją w naszym domu.

- Robiła ogromne wrażenie. Opowiadała o tym, jak w czasie wojny organizowała kanały przerzutowe, bazując na swoich uczennicach ze Śląska. Mówiła ze łzami w oczach, bo kilka z nich konspiracyjną działalność przypłaciło życiem - dodaje Dorota Sobkowiakowa. - Elżbieta Zawacka była wspaniała, bezpośrednia. Umiała świetnie opowiadać, a życiorys miała taki, że przygody bohaterów filmów wojennych, to przy tym nudy. Z czasem zaczęła jeździć na tajne spotkania organizowane poza Toruniem. Andrzej opowiadał, że gdzieś na wsi, pod domem, w którym takie spotkanie się odbywało, stała dyżurna karetka pogotowia, a cała jej załoga siedziała w domu zasłuchana w opowieści „Zo”. Bardzo się przejęła, gdy wyszła na jaw choroba Andrzeja. Mąż chorował na białaczkę, szansą był przeszczep szpiku, szalenie droga operacja. Pani profesor napisała w tej sprawie list do Jana Nowaka-Jeziorańskiego. Niestety, Jeziorański nie mógł pomóc. Kiedy Andrzej umarł, „Zo” napisała do mnie piękny list kondolencyjny.

Kwiaty pod pomnik

- Miałam z nią zajęcia w roku akademickim 1975/76 - wspomina Ewa Wilewska. - Andragonika. Przedmiot był trudny, a pani profesor bardzo wymagająca. Przez całe dwie godziny ćwiczeń uwagę trzeba było mieć wytężoną do granic możliwości, bo w każdej chwili mogło paść pytanie, na które należało odpowiedzieć. Pani profesor, bardzo poważna, nie pozwalała sobie na żarty z nami, ale nie dlatego, że była nastroszona, czy zła. Po prostu poważnie traktowała swój przedmiot. Do niektórych spraw odnosiła się z ogromną pasją, choćby do likwidacji analfabetyzmu na wsi. Na koniec, na około 60 osób na roku, profesor Zawacka wystawiła dwie piątki. Jestem szczęśliwą posiadaczką jednej z nich. Dopiero potem zaczęło do nas docierać, że „Zo” nie cieszy się popularnością wśród niektórych uniwersyteckich decydentów. Na studiach nie wiedzieliśmy o jej wojennej przeszłości. Pamiętam, że kiedyś dostała od kogoś kwiaty. Widzieliśmy, że złożyła je pod pomnikiem ofiar II wojny światowej. Myśleliśmy, że może ma kogoś, kto zginął na wojnie...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!