<!** Image 1 align=left alt="Image 26645" >Londyn stał się dla Polaków Mekką, ale jeździmy doń nie tylko w zbożnych celach. Poza emigrantami zarobkowymi trafiają tam ludzie chorzy, outsiderzy oraz przestępcy. Także z naszego regionu. Parę miesięcy temu w całej Polsce głośno było o starszym panu z demencją, który bez pożegnania zniknął z domu pod Żninem, by wsiąść w samolot i wylądować na lotnisku w Anglii.
Przed kilkunastoma dniami pisaliśmy, że prawdopodobnie w Londynie wylądował jeden z głównych podejrzanych w śledztwie po gromadnej bijatyce pomiędzy bydgoskimi Kapuściskami i Wyżynami. Teraz, dzięki wysiłkom dziennikarza „Expressu”, być może uda się nawiązać kontakt z 47-letnim przedsiębiorcą z Koronowa, którego od kwietnia z ogromną determinacją poszukuje rodzina. Piszę „być może”, bo jeśli przedsiębiorca znika bez słowa, po czym przemierza kawał świata i wreszcie podejmuje pracę na budowie jako malarz, to musi znaczyć, że wcześniejsze życie mocno mu dopiekło.
Można by tę historię skwitować komentarzem w rodzaju: „człowiek jest wolny i ma prawo wybierać taki los, jaki mu odpowiada”, ale do końca tak nie jest. Z indywidualnym wyborem wolności często bowiem wiąże się pozbawienie swobody i szczęścia innych. Ktoś wyjeżdża w nadziei na lepsze życie, pozostawiając osoby z nim związanie bez środków do życia, w nerwach, niepewności, we łzach. Nie wiem, czy można gdzieś daleko być szczęśliwym ze świadomością złego losu, jaki się zgotowało bliskim. Ja bym nie potrafił.
Przed podjęciem takiej decyzji warto też sobie uświadomić, że przy obecnym rozwoju techniki skuteczne zaszycie się w nawet bardzo odległym krańcu globu staje się coraz trudniejsze. A spotkanie po latach z ludźmi, którym swoją ucieczką do wolności złamało się życie, może być znacznie trudniejszym doświadczeniem niż wyjazd bez pożegnania.