Wycieczkami na Wschód zwykle interesowali się niemal wyłącznie byli mieszkańcy Kresów i ich potomkowie. Teraz może to ulec zmianie. Przyczyna tkwi w katastrofie smoleńskiej.
<!** Image 2 alt="Image 166972" sub="Miejsce katastrofy smoleńskiej przyciąga pielgrzymów z Polski Fot. Wikipedia">Nowe trendy już są widoczne. Na przykład bydgoskie biuro „Frater” proponuje autokarowe pielgrzymki do Katynia i na miejsce katastrofy samolotu prezydenckiego pod Smoleńskiem, połączone ze zwiedzaniem Brześcia, Mińska, Nowogródka i paru jeszcze miejsc na Białorusi. Cena - bagatela - 1750 złotych za 6 dni. Plus 40 euro. Razem 1930 złotych.
Czemu tak drogo - nasuwa się naturalne pytanie, skoro w Rosji i na Białorusi wszystko jest sporo tańsze niż u nas? Za podobna sumę można przecież objechać Włochy czy Grecję, a nawet udać się samolotem do hotelu nad Morzem Śródziemnym. Czy nie jest przypadkiem tak, że organizatorzy pielgrzymek próbują zarobić ponad miarę na naszym zainteresowaniu tragedią?
- Przyjrzałem się programowi tej pielgrzymki „Fratera” - mówi organizator wycieczek na Wschód, m.in. Bractwa Inflanckiego, Jarosław Janczewski - i - moim zdaniem - biuro zakłada zarobek na jednej osobie rzędu 300-400 złotych. To dużo, ale ja się wcale nie dziwię. Skoro jest koniunktura i są chętni...
<!** reklama>
Trudno się z tym zdaniem nie zgodzić, w sytuacji jednak, gdy w grę nie wchodzi wypoczynek, co do którego mamy własne kaprysy i gdy organizatorów takich wyjazdów z określonych przyczyn jest bardzo mało, warto, by chętni do uczestniczenia w pielgrzymkach wiedzieli, za co płacą.
Pierwsza sprawa to wizy. Do Rosji jest obecnie bardzo droga, kosztuje około 160 zł. Potrzebna będzie też specjalna wiza białoruska tranzytowa, umożliwiająca dwukrotny przejazd przez ten kraj z pobytem nie dłuższym niż 48 godzin. Kosztuje ona około 60 złotych. Do tego obowiązkowe ubezpieczenia: w Rosji 6,50 dziennie, na Białorusi około 20 złotych. Formalności te można jednak załatwić tylko w konsulacie, np. w Gdańsku. Za tzw. pośrednictwo wizowe organizatorzy potrafią kasować nawet po ponad 60 zł od osoby, co na pewno jest już grubą przesadą.
Za transport zapłacimy około 400 złotych od osoby. Przewoźnicy mają stałe i sztywne stawki od kilometra. Jednak ta kalkulacja nie uwzględnia różnicy w cenach paliwa: za polską wschodnią granicą kosztuje ono o około dwa złote mniej na litrze. Noclegi? Przypuszczać można, że biuro bierze to, co łatwo znaleźć, czyli reklamowane szeroko nieliczne hotele na Białorusi, gdzie stawki są porównywalne z cenami europejskimi, sięgają 80-100 złotych. I rzeczywiście, Białoruś i Rosja dopiero raczkują w turystyce, niemniej i tam znaleźć można miejsca noclegowe po 20-50 złotych. Trzeba tylko zadać sobie trudu i poszukać. Podobnie z posiłkami po drodze.
Tylko że nawet kiedy uwzględnimy ubezpieczenia samochodu i opłaty za przejazd niektórymi odcinkami szos tak na Białorusi, jak i w Rosji, to wciąż różnica między ceną wycieczki a realnymi kosztami jest bardzo wysoka. I co znaczy ujęta w programie „kwota na wydatki programowe 40 euro”, skoro płatne są tylko wstępy do 3-4 obiektów, zapewne za kilkanaście w sumie złotych?
- Teoretycznie można by ściąć z ceny wycieczki nawet 600-700 złotych - uważa Jarosław Janczewski. - Tylko kto wówczas będzie chciał takie wyjazdy organizować?
My zaś mamy nadzieję, że chętni jednak się znajdą i na Wschód będziemy mogli kiedyś jeździć bez przeszkód i niedrogo.