To kara administracyjna, którą za wycinkę bez pozwolenia 81 sosen, olch i jesionów nałożył na Leszka M. wójt gminy Gąsawa, Zdzisław Kuczma. Decyzja jest prawomocna.
<!** Image 2 align=right alt="Image 114670" sub="Opony, śmieci i odziomki nielegalnie ściętych drzew, które znaleźć można przy strumieniu w strefie chronionego krajobrazu, to efekt poczynań Leszka M. Fot. Maria Warda">- Termin odwołania już minął - mówi Zdzisław Kuczma, wójt gminy Gąsawa. - Leszek M. nie przysłał żadnego pisma na temat tej sprawy. W celu wyegzekwowania należności zabezpieczyłem hipotekę nieruchomości, która należy także do Danuty M.
Decyzję wójta może zmienić jedynie sąd. Mieszkańcy Rozalinowa oraz pobliskich Annowa i Wiktorowa, z którymi rozmawialiśmy, uważają, że Leszek M., który nie mieszka w Rozalinowie, ale najprawdopodobniej w Bygoszczy, za nielegalną wycinkę drzew powinien zostać przykładnie ukarany. Ludzie nie ukrywają, że jest wyjątkowo uciążliwym sąsiadem.
- Nie ma szacunku do przyrody. Wydaje mu się, że jak kupił kawał lasu nad jeziorem, to może w nim wycinać drzewa jak mu się żywnie podoba - mówią mieszkańcy trzech wsi, którzy wolą pozostać anonimowi. - To człowiek, który ma niezwykle porywczy charakter i lepiej mu się nie narażać. Nazwoził nad strumień pełno opon i śmieci, i nie spotkała go za to kara. Ogrodził las prawie do jeziora, bo uważa, że to jego, więc mu wolno.
<!** reklama>Wójt Zdzisław Kuczma zapewnia, że czas samowoli i bezkarności Leszka M. już się skończył.
<!** Image 3 align=right alt="Image 114670" >- Komisja z naszego urzędu jeździła nad jezioro, gdzie mężczyzna ma działki, kilkakrotnie - mówi. - Wszystkie odziomki zostały policzone. Nie widzę możliwości odstąpienia od wymierzonej kary, chyba że sąd, jeśli się do niego odwoła, postanowi inaczej.
Nasz rozmówca przyznaje, że Leszek M. był w gminie i chciał rozmawiać.
- Nie było mnie wtedy w urzędzie, ale rozmawiać z nim, jeśli zechce, będę. Tak jak rozmawiam z każdym petentem - mówi Zdzisław Kuczma.
Wójt informuje, że w sprawie śmieci nad strumykiem toczy się od kilku dni postępowanie, które prowadzi spółka wodna. Niestety, jak na razie niewiele to dało, bo opony i inne odpady leżą nad strumieniem i go zaśmiecają, o czym przekonaliśmy się w sobotę.
Okolica jest wyjątkowo piękna, pagórkowata. Las sięga do brzegów jeziora. Niestety, jest niedostępny dla mieszkańców, bo wbrew zarządzeniu wojewody został ogrodzony siatką. Na teren weszliśmy przez mostek, nie zdając sobie sprawy, że znajdujemy się na terenie ogrodzonym. Po chwili spoza drzew wyłoniły się dwie osoby - starsza kobieta i młody mężczyzna, którzy zakazali nam fotografowania, bo to teren prywatny. Nie powiedzieli wprost, że należy on do Leszka M., który, według nieoficjalnych informacji, był także właścicielem spalonej w wyniku podpalenia oberży pod Bydgoszczą.