Przed bydgoską siedzibą ogólnopolskiej firmy Micros, zajmującej się sprzątaniem i ochroną obiektów, zebrało się wczoraj kilkudziesięciu niezadowolonych pracowników firmy. Przyszli po zaległe dwumiesięczne wypłaty albo chociaż po zaliczki, które im obiecano w miniony piątek. Przybycie ochroniarzy i sprzątaczek zamieniło się w kłótnię z pracownikami biura. Sam prezes się nie stawił. Na schodach odczytano tylko jego oświadczenie.
PRZECZYTAJ:Prezes nie płaci na czas i przeprasza dużymi literami
Dyskusji na schodach przysłuchiwało się też kilku policjantów w mundurach. Kierowali ruchem i nie wpuszczali nikogo za bramę. Policję wezwały wystraszone pracownice biura przy ulicy Dąbrowa. Były zaskoczone ogromem złości ludzi, domagających się swoich wynagrodzeń.
- Obiecali nam, że w piątek będzie zaliczka, po pięćset złotych, ale biuro było zamknięte. Telefonów nie odbierają, tylko w kulki sobie lecą. My na nich robimy, nieruchomości sobie nad morzem kupują, a nawet ZUS-u za nas nie zapłacą - wykrzykiwali ludzie przed furtką.
Gdy zgromadzenie się rozeszło, jedna z pracownic biura tłumaczyła przez płot smutnej kobiecie, która nie dostała wypłaty, że dzisiaj nic jej nie pomoże, bo jest tak rozbita, że... zaraz idzie do psychiatry.
- Brak wypłaty to nie powód, żeby nas wyzywać od cweli i parów - żalił się naszemu reporterowi mężczyzna z kadry kierowniczej.
Na koniec, zamiast pieniędzy, rozdano ludziom pokserowane oświadczenia prezesa, żeby każdy mógł na własne oczy zobaczyć słowo „przepraszam”, napisane dużymi literami. - My chcemy prezesa, a nie te świstki papieru - ktoś zauważył.
- Prezesa nie da się skserować - próbował żartować kierownik Ryszard Paradowski, zarządzający osobami sprzątającymi, ale nikt się nawet nie uśmiechnął.
- Te wszystkie bajery, że pieniądze będą za miesiąc, są po to, żeby ludzie się rozeszli. Firma przenosi swój majątek do innych spółek, żeby jak najmniej zostało dla komornika. Wywieźli komputery, przerzucili samochody. W ubiegłym roku mieli 280 tysięcy długów za niezapłacone składki ZUS i podobną kwotę zaległości wobec urzędu skarbowego - powiedzieli naszemu reporterowi pracownicy firmy Micros. Twierdzą, że w miniony piątek na komorniczej licytacji sprzedano dwa zajęte auta.
- Koleżanki wróciły ze zwolnienia lekarskiego i dowiedziały się, że nie dostaną zasiłku chorobowego, bo firma nie opłaca składek ZUS-u - mówiła nam wczoraj Katarzyna Thielking. Pokazała też swoją umowę o pracę, twierdząc, że jej podpis na dokumencie został sfałszowany.
Micros działa od 1991 roku, zatrudnia ok. 1300 osób. Siedzibę ma w Bydgoszczy, a oddziały m.in. we Wrocławiu, Poznaniu, Koszalinie, Krakowie i Białymstoku. Z wpisów w Internecie wynika, że w innych miastach firma również ma kłopoty.
Kiedy tłumek się przerzedził, przed biurem zahamował samochód, z którego wysiadło dwóch mężczyzn. - My z konkurencji. Firma Solid do usług. Zatrudniamy od ręki i co najważniejsze, płacimy - przedstawili się i zaczęli wręczać ludziom wizytówki.
