To miał być hotel sportowy klubu żużlowego w Toruniu. A jest... No, właśnie. Nawet listonosz wie, że „Ambasador” to agencja towarzyska. Prezes Unibaksu mówi o lokalu „wstydliwa działalność” i po naszej interwencji oddaje budynek miastu.
<!** Image 2 align=right alt="Image 129500" sub="Należący do miasta charakterystyczny żółto-niebieski domek sąsiaduje nie tylko z blokami, ale również ze szkołą. I młodzi, i starsi z tego osiedla skarżą się więc na wrzaski, głupie gadki, bełkoty i... inne odgłosy. / Zdjęcia: Archiwum">Wygląda na to, że mieszkańcy ulicy Fałata w Toruniu perfekcyjnie kojarzą różne fakty i zdarzenia. I to niezależnie od wieku, bo i emeryci, i młodzież o piętrowym domku zgodnie mówią: agencja. Rozmawiamy z kilkudziesięcioma osobami i żadna nie ma wątpliwości. W szczegółach relacjonują, o której godzinie wieczorem zaczyna się ruch taksówek, co wyprawiają podpici klienci, a nawet jakie fajne dziewczyny tam pracują (męska część rozmówców). Czyżby wszyscy ulegli jakiejś zbiorowej halucynacji?
Domek należy do miasta
Piętrowy, kryty dachówką żółto-niebieski budyneczek stoi wciśnięty w gęstą zabudowę. Bezpośredni sąsiedzi to mieszkańcy bloków oraz szkoła. Ten kolorowy domek to własność gminy miasta Toruń.
- Przed laty użyczyliśmy go klubowi żużlowemu, wówczas Apatorowi Toruń, z przeznaczeniem na hotel dla zamiejscowych sportowców - mówi Agnieszka Pietrzak, rzeczniczka prezydenta.
<!** reklama>W budynku położonym blisko starego stadionu żużlowego przez lata mieściły się też biura klubu żużlowego: dyrekcji, księgowości itd. Jeszcze dziś można dostrzec wizytówkę i logo klubu, choć kilka miesięcy temu działacze przenieśli się na nową Motoarenę. Od 2003 roku na piętrze działa „Ambasador”. Formalnie lokal świadczy usługi hotelowe. Faktycznie - jakieś inne.
- Nie ma o co pytać, to agencja. Każdy o tym wie - mówi listonosz obsługujący ten teren.
Pani Anna, której okna wychodzą na motel, narzeka na hałasy. - Ruch zaczyna się około godz. 21 i trwa nawet do wczesnego poranka. Klienci często są podpici. Nieraz byliśmy tu już świadkami awantur, na przykład kopania w drzwi i wrzasków tych, którym odmówiono wstępu.
- Najgorzej jest latem - powtarzają i emeryci, i młodsi. Bo okna w blokowych mieszkaniach trzeba mieć otwarte, żeby się nie podusić. No, i słychać wszystko. Głupie gadki, bełkoty, wiadomo...
<!** Image 3 align=left alt="Image 129500" sub="Przed „Ambasadorem” - jak twierdzą sąsiedzi - pierwsze taksówki pojawiają się ok. godz. 21">Właściciel sklepu, a jest ich w okolicy sporo, ciekaw jest, za ile prowadzący „Ambasadora” dzierżawi mienie komunalne. Docieramy do umowy, która mówi o 2,5 tysiąca złotych czynszu za 240 metrów kwadratowych. Wychodzi 10 zł za metr. Taka stawkę, bez najmniejszej waloryzacji, płaci od 2003 roku przedsiębiorca Lech Z.
Do łóżek nie zaglądam
Za dnia rozmowa z panem Z. jest praktycznie niemożliwa, podobnie jak obejrzenie motelu. Kiedy można zostać właściciela?
- Wieczorem trzeba próbować - mówi szpakowaty mężczyzna ze sklepiku motoryzacyjnego „Gabo”, działającego na parterze domku.
Nikt nie odbiera stacjonarnego telefonu, podanego w Internecie. Na komórkę, jak się okazuje, odbieraną przez Lecha Z., po wielu próbach można się dodzwonić.
- Prowadzę motel. Nie żaden sportowy, tylko ogólnodostępny, dla każdego. Ludziom do łóżek nie zaglądam. To, co goście robią w pokojach, to ich sprawa. Mnie nie interesuje, że ktoś przychodzi z kobietą. Ja tylko wynajmuję pokoje - mówi Lech Z. - Zresztą, niech pani sprawdzi w rejestrze. To są usługi hotelarskie. Doba kosztuje 150 złotych. Jak tylko jest coś wolne, każdy może wynająć pokój.
- To skąd te liczne opinie torunian o tym, że „Ambasador” to agencja towarzyska? - pytamy.
Lech Z.: - Nie mam pojęcia.
Po kilku dniach próbujemy wynająć pokój.
- Wszystkie zarezerwowane - rzuca krótko muskularny mężczyzna. Nie wpuszcza do środka, nie zaprasza do recepcji (jest taka?), nie proponuje wizytówki. W ciągu trzech tygodni próbujemy jeszcze kilkakrotnie. Bez skutku.
W ciągu dnia nikogo tu nie ma: ani obsługi, ani motelowych gości, którzy podobno wynajęli wszystkie pokoje.
Co pamięta były dyrektor?
Umowę z Lechem Z. w grudniu 2003 roku zawarli Marek Karwan, ówczesny prezes klubu żużlowego Apator Toruń, i Mirosław Batorski, ówczesny dyrektor, dziś - pracownik toruńskiego MOSiR-u.
Umowa jest dla Lecha Z. bardzo korzystna. Zawarta na czas nieokreślony, bez wzmianki o możliwości renegocjowania stawki czynszu. Za to z klauzulą mówiącą o tym, że jej wymówienie przed upływem 10 lat skutkuje zwrotem kosztów, które Z. włożył w modernizację obiektu. Do kwoty 150 tys. zł. Na kilku stronach nikt nawet nie zająknął się o tym, że budynek należy do miasta. W pierwszym zdaniu czytamy, że „wynajmujący (czyli Apator - red.) jest właścicielem lokalu”. Nigdzie nie pada też termin „hotel sportowy”. Lechowi Z. pozwala się prowadzić działalność handlową, biurową, hotelową i gastronomiczną.
Marek Karwan odbiera komórkę. Gdy wyłuszczamy, o czym chcemy rozmawiać, odpowiada krótko: - Jestem zajęty. Oddzwonię za pół godziny, godzinę.
Nie oddzwania.
Mirosław Batorski zaklina się, że przez całe lata, urzędując w jednym budynku z „Ambasadorem”, nie miał zielonego pojęcia, co tam się dzieje. Przyznaje, że to z jego inicjatywy Lech Z. pojawił się przy ul. Fałata. Rzuca nazwami firm, które remontowały lokal. Mówi, że z Z. „tylko podpisywana była umowa”. Sugeruje, że przedsiębiorca tak naprawdę reprezentuje interesy innych.
- W motelu byłem tylko raz, na otwarciu. Pamiętam szampana i kafelki, trochę wygląd pokoi - twierdzi były dyrektor Apatora, którego biurko od lokalu dzieliły najwyżej dwie minuty drogi. O Lechu Z. wypowiada się ciepło. - Jeździł z nami na mecze. Przygotowywał zawodników.
Unibax przejmuje umowę
Wojciech Stępniewski, prezes Unibaksu Toruń, jest jedynym rozmówcą, który od początku gra w otwarte karty. Nie zaprzecza, że w „Ambasadorze” dzieje się coś dziwnego. Ma swoje zdanie na temat prostytucji i lokali, w których świadczone są wiadome usługi („lepiej byłoby legalizować”). W oficjalnych wypowiedziach jednak kluczy. W odniesieniu do motelu nie używa słowa „agencja”, tylko „wstydliwa działalność”.
W 2006 roku biznesmen Roman Karkosik zdecydował się ratować toruński żużel. Musiał zacząć od spłacenia 1,3 mln zł długów wobec zawodników i kontrahentów. Stępniewskiemu powierzył rolę prezesa klubu, od tej pory już Unibaksu. W styczniu 2007 roku nowy zarząd nowego klubu odnowił umowę z Lechem Z. Podobno próbowano negocjować wyższą stawkę czynszu, ale się nie udało.
Od 2006 do 2009 roku w kolorowym domku mieszczą się już biura nie Apatora, tylko Unibaksu. Prezes Stępniewski, jak i poprzednicy, nie interesuje się bliskim sąsiadem. Nie przygląda się, nie odwiedza. Po naszych pierwszych publikacjach o lokalu miasto oczekuje od niego wyjaśnień, a on od Lecha Z. Treść korespondencji jest do przewidzenia. Z. zapewnia, że prowadzi motel.
- Wszyscy cierpimy na zbiorową halucynację? - pyta pani Karolina, sąsiadka lokalu. Właścicielem sklepu zaś wstrząsają najprawdziwsze konwulsje. Najpierw śmiechu. Potem złości, gdy dowiaduje się, jaki czynsz płaci Z.
Wstydu tu nie chcemy!
- Wiemy, o co chodzi - mówi Joanna Biowska, rzeczniczka toruńskiego sanepidu. - My w papierach mamy „to” jako hotel i jak hotel sprawdzamy. Osiem pokoi, w tym cztery z łazienkami. Węzły sanitarne, pranie pościeli, magazynek itd. Co roku czyściutko. Ostatni raz kontrolowaliśmy „Ambasadora” 20 maja. Musieliśmy się zapowiedzieć, bo takie są teraz przepisy.
13 sierpnia, po wymianie korespondencji i męskich rozmowach, przedstawiciele klubu Unibax piszą pismo do toruńskich urzędników. Informują, że z końcem grudnia tego roku umowa klubu z Lechem Z. wygaśnie, a 4 stycznia 2010 roku przekaże nieruchomość z powrotem miastu. Lech Z. zrzeka się też dobrowolnie rekompensaty, która sięgać mogłaby nawet 150 tys. zł. Hmmm...
Skąd taka decyzja? - Klub Unibax Toruń dba o wizerunek. Nie chcemy być łączeni z działalnością, która przynosi wstyd - to oficjalna wypowiedź prezesa Wojciecha Stępniewskiego.
PS Wszystkim mieszkańcom ul. Fałata, na ich prośbę, zapewniliśmy anonimowość.
Fakty
W jednym stali domu
Grudzień 2003 r. Marek Karwan, prezes klubu żużlowego Apator Toruń, oraz Mirosław Batorski, dyrektor klubu, podpisują umowę z Lechem Z. Zaczyna się ona od stwierdzenia, że wynajmujący (czyli klub) jest właścicielem lokalu. Tymczasem budynek przy ul. Fałata 98/102 był i jest własnością gminy miasta Toruń. Apatorowi został użyczony, pod biura i hotel dla zamiejscowych sportowców.
Styczeń 2007 r. Wojciech Stępniewski, prezes klubu żużlowego Unibax Toruń (następca Apatora), odnawia umowę z Lechem Z. Jak wspomina, traktuje ją jako niechciany spadek. Klauzula w umowie mówi, że zerwanie najmu przed upływem 10 lat skutkuje zwrotem pieniędzy, które najemca włożył w remont. Nawet w wysokości 150 tys. zł. Przez lata biura klubów działają w tym samym budynku co „Ambasador”.