<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Dioksyny i furany to szczególnie niebezpieczne związki chemiczne, które powstają jako produkty uboczne spalania różnych odpadów. Ich dopuszczalne stężenie dla profesjonalnych spalarni śmieci wynosi 0,1 nanograma/m3. W dymie wydobywającym się z domowych kominów stężenie dioksyn i furanów może być... tysiąc razy wyższe.
Warto o tym pamiętać, gdy zaczepi nas jakiś obywatel, prosząc o podpis pod protestem przeciwko budowie w Bydgoszczy spalarni śmieci. Ale trzeba też pamiętać o tym, gdy widzimy, jak sąsiad zwozi taczką do kotłowni foliowe worki, plastikowe butelki, kartony czy lakierowane meble. Nie czarujmy się - akcje straży miejskiej czy nawet policji nic tu nie pomogą. Nie ma urządzeń, za pomocą których można byłoby zza płotu namierzać domorosłych palaczy śmieci, a bez zgody prokuratora policja nie może wtargnąć na prywatną posesję, by sprawdzić, co wrzucił do pieca właściciel domu, nad którym kłębi się czarny dym. Ci truciciele są praktycznie bezkarni, mimo że fundują nam ryzyko raka, astmy, zapalenia oskrzeli i innych chorób. Mamy jednak przeciwko nim inny, dość skuteczny oręż: wykluczenie z życia towarzyskiego.
<!** reklama>Truciciela możemy potraktować tak, jak kogoś, o kim wiemy, że bije żonę, kradnie albo siada za kierownicą pijany - można go nie zapraszać na grilla, nie pozdrawiać, nie podawać ręki. Dla wielu ludzi byłaby to cięższa kara niż skromny wyrok za zanieczyszczanie środowiska przed sądem grodzkim. Wydaje się państwu, że to kara zbyt surowa? Pozornie. Efekt podtruwania dymem nie jest tak ewidentny, jak przejechanie przez pijaka dziecka na przejściu dla pieszych, ale po paru latach śmieciowych inhalacji również może sąsiadów wpędzić do szpitala albo i grobu.
