Kobiety z bydgoskiego Schroniska dla Matki i Dziecka nie są zadowolone z przeprowadzki do nowego domu. Mówią, że na Bartodziejach ludzie wytykają je palcami.
<!** Image 2 align=right alt="Image 130231" sub="Rodziny ze schroniska dostały specjalne zaproszenie na osiedlowy festyn. Niestety, niektóre z nich wybrały
popołudnie w swoim towarzystwie / Fot. Dariusz Bloch, Tadeusz Pawłowski">Gry i zabawy w kółeczku. Malowanie dziecięcych buzi. Pączki, lody i cukierki dla każdego. Wczoraj na wielkim festynie nad Balatonem nie zabrakło atrakcji. Organizację imprezy zainicjował Rejonowy Ośrodek Pomocy Społecznej na Bartodziejach. Było dużo radości, ale niewiele osób wie, że pomysł powstał ze smutku.
- Nie idziemy tam, bo nie chcemy, żeby nasze dzieci były wytykane palcami. Tak jest na co dzień, kiedy chodzimy na spacer obok bajorka lub na ranczo Bartek. Może część kobiet pójdzie, ale tylko dlatego, że dostaną coś za darmo - mówi podopieczna Schroniska dla Matki z Dzieckiem.
<!** reklama>- Mieszkańcy osiedla nie są zadowoleni, że tu jesteśmy. Ostatnio słyszałam, jak jedna starsza pani mówiła do drugiej: „Pani, kto tutaj mieszka? Przecież zrobił się syf, kiła i mogiła. Jak oni tak mogli takich ludzi nam tu przywieźć?” - mówi z żalem jej koleżanka.
<!** Image 3 align=left alt="Image 130233" >Obie kobiety mają kilkoro dzieci. Chcą zachować anonimowość, bo boją się, że przez narzekanie stracą miejsce w schronisku. W sierpniu placówkę przeniesiono z baraków przy Podmiejskiej (Osowa Góra) do byłego internatu Zespołu Szkół Medycznych przy Polance (Bartodzieje). Miało być lepiej, a okazuje się, że i matki, i dzieci nie mogą się zadomowić w nowym miejscu. Brakuje normalnej kuchni. Ziemniaki trzeba odlewać w zlewach obok toalet. Zanim wprowadziły się do pokojów, musiały zmyć niecenzuralne napisy i rysunki ze ścian. Na małym placu zabaw za domem zabawki ogrodowe i huśtawki ciągle czekają na montaż. Do listy niezadowolenia dopisują rygorystyczne zasady, zgodnie z którymi odwiedziny bliskich mogą odbywać się tylko za zgodą i na warunkach, jakie dyktuje kierownictwo schroniska.
- Bywało, że do matki przychodził mężczyzna i razem raczyli się kawą, a dziecko biegało po korytarzach. Stąd zasady. Wolę, aby ojciec dziecka zabrał je na spacer. Poza tym wszystkie panie mogą wychodzić do godziny 22 - zapewnia Beata Zielińska, kierowniczka placówki.
- Budynek wymaga remontów i wkrótce się za to zabierzemy. Ściany w pokojach zostaną pomalowane. Zadbamy o najbardziej pilne sprawy. Musimy się tylko postarać o dodatkowe środki finansowe - zapowiada Tadeusz Motyl z Polskiego Komitetu Pomocy Społecznej
Wczorajszy festyn miał pomóc w integracji nowych sąsiadów z mieszkańcami osiedla Bartodzieje. Czy się udało, czas pokaże.