Małym dzieciom trudno jednak było ogarnąć przesłanie opery, która w filozoficzno-satyrycznym ujęciu przedstawia nie tylko ludzki egoizm w stosunku do zwierząt, ale także – przynajmniej w wersji Teatru Narodowego z Brna – dyskryminację, seksizm i filisterstwo.
Na szczęście dla samopoczucia dzieci w przedstawieniu stworzono poziom, na którym można było zainteresować się sporą grupą na oko dziesięciolatków, które grały na scenie a to podopiecznych sierocińca, w którym rozpoczyna się ta opowieść, a to współmieszkańców domu leśniczego, do którego ma nieszczęście trafić złapana w lesie tytułowa bohaterka. Na scenie znalazły się też, w aktorskim wykonaniu, zwierzęta gospodarskie: pies, kury i kogut, niestety zagryziony przez nie do końca udomowioną lisiczkę, co bynajmniej nie uszło uwadze małych widzów i było z emocjami komentowane podczas antraktu.
Dorośli widzowie w operze sprzed stu lat mogli natomiast docenić muzyczny koncept kompozytora, który wyraźnie wyprzedził swoją epokę (a może trochę i naszą), oraz oryginalną scenografię i sprawną reżyserię, dzięki której dzieci, dorośli i zwierzęta często i gęsto przemieszczający się po scenie, czynili to w sposób uporządkowany, jednocześnie dynamizując w gruncie rzeczy liryczną opowieść.
