Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Wywiad z Cyrylem Grabowiczem, byłym dyrektorem Zespołu Szkół w Kotomierzu

Paweł Kaniak
Paweł Kaniak
Cyryl Grabowicz był dyrektorem szkoły w Kotomierzu w latach 1959-1970 i 1973-1984
Cyryl Grabowicz był dyrektorem szkoły w Kotomierzu w latach 1959-1970 i 1973-1984 Paweł Kaniak
W marcu tego roku obchodzono jubileusz 50-lecia Zespołu Szkół w Kotomierzu. Cyryl Grabowicz zapisał się w historii, będąc ostatnim dyrektorem starej, nieistniejącej już placówki, oraz pierwszym dyrektorem nowej szkoły, otwartej w 1966 roku dzięki jego staraniom.

Na przełomie lat 50. i 60. ubiegłego wieku zabiegał pan o wybudowanie nowej szkoły w Kotomierzu. Jak pan wspomina tamto przedsięwzięcie?
Stara szkoła mieściła się w dwóch budynkach, przedzielonych torami kolejowymi. Było ciasno i niefunkcjonalnie, zwłaszcza że po wojnie zaczął się wyż demograficzny. Starania o nową placówkę zacząłem w 1957 roku od pisania do wszystkich władz, jakie przyszły mi do głowy. Odpisywali uprzejmie, że rozumieją potrzebę, ale są pilniejsze lokalizacje, na przykład Lipno. Argumentowali to tym, że nasza stara szkoła było murowana, w przeciwieństwie do innych.

W końcu udało się uzyskać pozwolenia i budowa ruszyła.
Uzyskałem zgodę kuratorium w Toruniu oraz akceptację przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej. Wtedy zaczęły się problemy budowlane. Inwestycja ruszała powoli. Pierwszy majster, który przyjechał, siedział przez pół roku, oglądał plany i nic się nie działo. W końcu, po tych kilku miesiącach wyznaczył fundamenty. Przy kopaniu pomagali żołnierze, których sprowadziłem po znajomości, ale mieli za mało sprzętu. Pożyczaliśmy od sąsiadów szpadle. W pracach uczestniczyła młodzież. Później roboty kontynuowała bydgoska firma, która dysponowała jedną koparką. Brakowało materiałów, głównie cegieł, cementu, wapna. Na budowę miała też wpływ sytuacja międzynarodowa. To był czas dużego napięcia między Stanami Zjednoczonymi a Związkiem Radzieckim, był problem Kuby i Berlina. Na plac naszej budowy przyjeżdżali milicjanci i pilnowali, aby pod salą gimnastyczną powstał schron. Gdy sytuacja polityczna trochę się uspokoiła, odstąpiono od tego planu, a ja zostałem z dziurami w ścianach.

Budowa szkoły to było duże wyzwanie, ale w tamtych czasach mierzył się pan również z innymi problemami. Uczył pan między innymi historii. To było trudne pod butem komunistycznej propagandy i fałszowania faktów.
Najgorsze były lata do 1956 roku. Książki były radzieckie, ale miałem w domu przedwojenne polskie podręczniki i nimi się wspomagałem. Nie można było oficjalnie mówić uczniom wszystkiego, ale starałem się robić, co mogłem. Rysowałem granice Polski dawnej i ówczesnej, namawiałem uczniów, by spostrzegli, że ktoś nam te ziemie zabrał. Nakierowywałem ich, a oni sami dochodzili do pewnych wniosków.

Był pan surowym dyrektorem dla uczniów i nauczycieli?
Starałem się być sprawiedliwy, ale byłem też obowiązkowy i pilnowałem dyscypliny. Lubiłem porządek. Przed wejściem na lekcje uczniowie musieli ustawić się równo przed drzwiami i dopiero wtedy nauczyciel wprowadzał klasę do sali. Podstawą było dobre wychowanie. Moim credo było: „dzień dobry”, „proszę”, „dziękuję”, „przepraszam”. Jeśli chodzi o nauczycieli, to do obowiązków dyrektora należała regularna wizytacja lekcji i ocena prowadzenia zajęć. Robiłem to sumiennie, ale często obawiałem się, czy mój wpis nie sprawi komuś przykrości. Pamiętam też, że zawsze przychodziłem pierwszy do szkoły i pilnowałem punktualności. Rozumiałem różne problemy rodzinne, ale nie mogło być tak, że ktoś spóźniał się do pracy co drugi dzień.

Dzisiaj dużo mówi się o obowiązku szkolnym 6-latków i likwidacji gimnazjów. Jakie ma pan zdanie na te tematy?
Jestem zwolennikiem szybszego posyłania do szkoły, bo dzieci wcześniej i lepiej wszystkiego się nauczą. Konieczne jest jednak dobre przygotowanie, w klasach muszą być odpowiednie ławki, krzesła, dywany, pomoce naukowe. Gimnazja? Plusem ośmioklasowej podstawówki było to, że po jej ukończeniu można było pójść do szkoły zawodowej i uczyć się fachu. To był dobry system, pod warunkiem istnienia techników czy zawodówek, ale polikwidowano je. Skoro te gimnazja już są, to niech zostaną, nie róbmy kolejnego zamieszania, tylko usprawniajmy istniejący system. Zwrócę jeszcze uwagę na inny problem współczesnej edukacji. Trzeba zmienić program nauczania. Powinno być kultywowane wszystko, co polskie: przyroda, geografia, architektura, historia. Patriotyzm jest dziś w polskich szkołach marginalizowany.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!