<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw.jpg" >Z początkiem wiosny ubiegłego roku Antonio Banderas zamienił swój dom w Hollywood w szkołę tańca. Nie było to trudne, bo 80-letnia rezydencja została zaprojektowana z salą balową miejscem dla orkiestry. Banderas nie zarabiał tam jednak jako fordanser, lecz jako gwiazda filmu „Wytańczyć marzenia”.
Na poły musicalowa produkcja chwyciła za oceanem, a sądząc po głosach internautów - podoba się także w Polsce. Grany przez 47-letniego Banderasa Pierre Dulaine jest postacią autentyczną. Ten znany tancerz baletowy i nauczyciel tańca wpadł na pomysł, by poprzez taniec klasyczny... wychowywać trudną młodzież. Absurdalna z pozoru inicjatywa zakończyła się sukcesem. Tym oryginalnym sposobem edukacji objętych jest obecnie w USA około 12 tysięcy osób. Czy początki wyglądały tak, jak przedstawia „Wytańczyć marzenia”? Głowy, a chyba nawet czubka tanecznego lakierka za to bym nie dał. Film pokazuje bowiem dość prostą drogę do sukcesu.
Przystojny pan w średnim wieku, odziany we frak, zajeżdża rowerem pod szkołę w nieciekawej dzielnicy, gdzie uczy się, choć może lepiej powiedzieć: przebywa, istna menażeria. Znamy ten zestaw z wielu amerykańskich opowieści o przechowalniach dla półdiabląt. Różne rasy, różne wyznania, różne grzeszki. Pan we fraku, czyli monsieur Dulaine, deklaruje dynamicznej dyrektorce, że chce za darmo uczyć tańca. Mimo że propozycja całej radzie pedagogicznej wydaje się niedorzeczna, dostaje szansę. Trafia do grupy (w niej m.in. Jenna Dewan, znana z głównej roli w „Step Up: Taniec zmysłów”) trzymanej w szkolnym karcerze. I w tym miejscu scenariusz nie zrywa żelaznego uścisku konwencji. Dulaine’a najpierw spotkają drwiny, później wpadnie na oryginalny pomysł, by wzbudzić lekkie zainteresowanie i pierwszą motywację do tańca klasycznego. A potem, krok po kroczku, zbliżać się będzie finał z profesjonalnym turniejem tanecznym. Oczywiście, po drodze pojawią się problemy. Ktoś się z kimś pokłóci, ktoś zawiedzie zaufanie, najlepsza, ale i najbardziej rogata dusza długo będzie się opierała zachętom do wysiłku na parkiecie. Poznamy też okruszki ponurego pozaszkolnego życia podopiecznych Dulaine’a: tu rodzice piją, tam kumple kradną i strzelają do siebie. Dulaine okaże się jednak aniołem stróżem, potrafiącym zaradzić nawet największym tarapatom. Aż trudno mi uwierzyć, że film tak bardzo przypadł młodym widzom do gustu. A może rzeczywiście taniec czyni cuda?
„Wytańczyć marzenia”,
reż. Liz Friedlander