Kiedyś wystarczyła kartka papieru, by się dobrze bawić. Posiadacz „kolarzówki” był kimś, a dziewczynki się nie malowały, lecz beztrosko skakały. Czy ktoś dziś bawi się jeszcze w państwa-miasta lub gra w kapsle?
<!** Image 2 align=right alt="Image 90183" sub="Jeszcze kilkanaście lat temu „kolarzówka” była marzeniem każdego chłopaka. Teraz nawet „górale” nie imponują. Dziś liczy się tylko skuter. Fot. Archiwum">Jak dzisiejsze pokolenie czterdziestolatków wspomina swoje zabawy z dzieciństwa? O czym marzyły wówczas dzieci? Czy coś przetrwało z PRL-owskiego podwórka?
Wyścig kapsli
Z nadejściem maja, gdy odbywał się Wyścig Pokoju, jak Polska długa i szeroka rozgrywano wyścigi kolarskie. Tyle tylko, że nie na bicyklach, ale za pomocą kapsli. Na gumowej wkładce malowało się barwy kraju, z którego pochodził zawodnik. Oczywiście dochodziło do sporów, gdy na starcie zjawiało się trzech Szurkowskich czy Mytników. Dlatego każdy miał, w razie czego, całą ekipę kolarzy. Trasę wyścigu wytyczano na piasku lub malowano kredą na asfalcie. Często na piaskowych torach budowano różnorodne przeszkody mające utrudnić dotarcie do mety. Kapsle pstrykano palcami, a każde wypadnięcie z trasy karane było cofnięciem się.
Gra w noże
<!** Image 5 align=right alt="Image 90183" sub="Dawne lalki Barbi nie przypominają">Inną rozrywką były pikuty, czyli gra w noże. Ileż było emocji, gdy spierano się, czy nóż wbił się prawidłowo w podłoże, czy został rzucony z odpowiedniej wysokości. Czubek noża przed rzutem ustawiano na poszczególnych częściach ciała, od palców do głowy. Musiał wbić się w małe kółko na piasku i jak najbardziej prosto. Jeżeli nóż tkwił blisko ziemi, sprawdzano prawidłowość rzutu pokładając dwa lub trzy palce, w zależności od ustaleń. Skaleczeń było mało.
Gdy zapytaliśmy o grę w noże, dzieci bawiące się na podwórkach i placach zabaw, patrzyły na nas podejrzliwie. - Pikuty? Jakie pikuty? - dziwili się nastoletni chłopcy. - O grach komuterowych możemy pogadać albo o piłce.
<!** reklama>Podobnie było, gdy pytaliśmy dziewczynki o grę w klasy. Chociaż w kilku miejscach trafiliśmy na narysowane kredą kształty „chłopka”.
<!** Image 6 align=right alt="Image 90183" sub="Lody od lodziarza były nie tylko ochłodą, ale i nagrodą">Za to nie zanikło całkowicie tak popularne kiedyś wśród dziewcząt skakanie przez przez gumę. Dawniej zwykłą, „majtkową” gumę wiązało się, tworząc z niej koło. Dwie osoby stawały naprzeciwko siebie i zakładały gumę na kostki nóg. Trzecia musiała odpowiednio ja nadepnąć podczas skakania. Jeżeli wykonała ewolucję poprawnie, gumę podnoszono wyżej. Jeżeli osoba skacząca się pomyliła, zastępowała jedną z trzymających gumę. Proste? A jakie fajne.
- Uczę skakania na lekcjach. To bardzo dobra forma rozrywki ruchowej, ale po zajęciach mało dziewczynek skacze. Mają inne rozrywki - mówi 41-letnia Marta Miedzińska, nauczycielka wychowania fizycznego.
<!** Image 3 align=right alt="Image 90183" sub="Coca-cola - szczyt luksusu w PRL-u ">Kiedyś nawet kartka papieru wystarczyła, by ciekawie spędzić czas. Samolociki znał każdy. Kilka zagięć papieru i myśliwiec był gotowy. Nic tylko latać i emocjonować się powietrznymi ewolucjami. Z kartki papieru można było zrobić także okręt. Zabawa była jednak uzależniona od deszczu - okręciki pływały w strumieniu wypływającym z rynny.
- Państwa-miasta to bardzo pożyteczna, edukacyjna zabawa. Sama gram w nią z moimi dziećmi. Dorośli muszą tylko pamiętać, by dać dzieciom wygrać, bo inaczej się zniechęcą - mówi 42-letnia Katarzyna Brylska, psycholog dziecięcy.
<!** Image 4 align=right alt="Image 90183" sub="Na szczęście drewniane klocki nie wyszły z mody">Do tej zabawy także wystarczyła jedynie kartka papieru i coś do pisania. W rubryki wpisywało się państwo, miasto, zwierzę, roślinę, rzecz. Jeden z uczestników w myślach mówił alfabet. Na hasło „stop” podawał, na jakiej literze się zatrzymał i na nią musiały się zaczynać zapisywane na kartce wyrazy. Wygrywał ten, kto przez kilka rund zgromadził najwięcej punktów.
Jedną z papierowych zabaw, która przetrwała do dzisiaj, są „okręty” - popularne wśród dorosłych, którzy zabijają w ten sposób czas podczas służbowych nasiadówek. Znajomi nauczyciele mówią, że dzisiaj bardzo rzadko łapią swoich uczniów na tej rozrywce podczas lekcji.
Samochodziki
- Zbierałem resoraki. Mam je do dziś - swoją kolekcję pokazuje nam z dumą 44-letni Piotr Rewiński. - A mój syn zbiera gry komputerowe...
„Resoraki”, czyli małe modele samochodów, były szczytem pożądania chłopców. Tylko nieliczni mogli pozwolić sobie na zakup ekskluzywnego modelu w „Peweksie”. Niektórzy mieli szczęście i dostawali je w prezencie od rodziny mieszkającej za granicą. Innym obiektem motoryzacyjnym, który wzbudzał duże emocje, były auta na baterie. Sterowało się nim za pomocą kabla.
Powszechnie dostępne były klocki. W sklepach oferowano ich dwa rodzaje. Drewniane i plastikowe. Te ostatnie były taką namiastką „Lego”.
Historyjki z „donaldówą”
Obiektem kolekcjonerskim mogło być wszystko. Wsród dzieci największą popularnością cieszyły się obrazkowe historyjki, które znajdowały się w opakowaniach gumy do żucia z Kaczorem Donaldem, tzw. „donaldówy”.
Starsi zbierali aluminiowe puszki po piwie i napojach. Ileż to meblościanek ozdobionych było takimi kolekcjami...
Ale prawdziwym królem podwórka był ten, kto miał rower. Szczególnie, gdy była to kolarzówka. Wszyscy koledzy zazdrościli. - Byłem pierwszym uczniem w szkole, który dostał kolarzówkę. Ilu ja wtedy kumpli miałem... Każdy chciał się przejechać - wspomina 41-letni Patryk Broniszewski.
Nie tylko rowery czy rzadko spotykane zabawki były źródłem zazdrości. Także wszechobecna dziś coca-cola. Ten napój chciał pić każdy dzieciak.
Ze wspomnień dzisiejszych czterdziestolatków wyłowiliśmy jeszcze galaretkę w kawiarni. Nie każdego rodzica było stać, by zabrać swoją pociechę na ten przysmak ozdobiony bitą śmietaną. Gdy wybrańcy losu z nonszalancją opowiadali o niedzielnych wizytach w kawiarni, ślinkę przełykali maluczcy, którym nie dane było poznać smaku tej delicji.
Moda na skuter
15-letni Bartek, syn Piotra Rewińskiego, chce dostać na urodziny skuter, a w najgorszym razie Xbox 360, najnowszą konsolę do gier. No cóż, dobrze, że chociaż jeszcze piłkę kopie się jak dawniej pod trzepakiem...