https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bydgoski most wciąż kusi samobójców

Jarosław Jakubowski
Desperaci upatrzyli sobie most Bernardyński. Właśnie z niego najczęściej skaczą w celach samobójczych. Bywa jednak, że są ratowani.

Desperaci upatrzyli sobie most Bernardyński. Właśnie z niego najczęściej skaczą w celach samobójczych. Bywa jednak, że są ratowani.

<!** Image 2 align=right alt="Image 145396" sub="Bydgoscy kanadyjkarze - Tomasz Sobiechowski, Tomasz Nędzi i Michał Ruczyński - z łodziami przed kolejnym treningiem / Fot. Dariusz Bloch">- Jesienią ubiegłego roku płynąłem motorówką za moimi zawodnikami. Nagle kilka metrów przede mną coś runęło z góry. To był człowiek. Zobaczyłem, że unosi się na brzuchu z bezwładnie wyciągniętymi rękami. Od razu wskoczyłem i wyciągnąłem go na brzeg. Udało się go uratować - mówi trener kajakarzy bydgoskiego „Zawiszy”, Marcin Kobierski. Towarzyszył mu wtedy Maciej Juhnke: - To było straszne wrażenie. Nie chciałbym tego przeżyć jeszcze raz...

Tamten człowiek miał jakieś 20 lat. Tydzień później okazało się, że nie żyje. Drugi skok z mostu był już śmiertelny. Samobójca tym razem przyczepił sobie do nóg ciężarki.

<!** reklama>Mężczyzna, który w czwartkowe popołudnie skoczył z mostu Bernardyńskiego, zrobił to również najprawdopodobniej w celach samobójczych. Wprawdzie trzej kanadyjkarze, którzy go wyłowili, usłyszeli od niego, że chciał „tylko sprawdzić”, ale został odwieziony do kliniki psychiatrii przy ulicy Kurpińskiego. Stamtąd trafił na konsultację lekarską do Szpitala Uniwersyteckiego im. Jurasza.

- Jego stan okazał się dobry. Pacjent spędził tutaj noc na obserwacji, a następnego dnia został wypisany. Lekarze nie informują o tym, jaki będzie dalszy przebieg leczenia tej osoby. Zwykle jednak po próbach samobójczych pacjenci są kierowani do szpitali psychiatrycznych - mówi Kamila Wiecińska, rzeczniczka szpitali uniwersyteckich.

Wodniacy trenujący na Brdzie dość często spotykają się z mrożącymi krew w żyłach sytuacjami.

- W swojej karierze dwa razy wyciągałem z wody topielców, w tym raz, niestety, były to zwłoki. Większość z nas ma dodatkowo uprawnienia ratownicze, więc wiemy, jak udzielać pomocy na wodzie. Za każdym razem jednak taka sytuacja wiąże się z ogromnymi emocjami - mówi Maciej Juhnke, trener kajakarzy. Jego kolega po fachu, Marcin Kobierski, wspomina, jak jeden z jego podopiecznych płynąc pod mostem został zaatakowany przez chuliganów. Młodociany bandyta zrzucił z góry cegłę, która wybiła dziurę w łodzi. Natychmiast poszła na dno. Na szczęście, zawodnik bezpiecznie dopłynął do brzegu.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski