Dyrektor Muzeum Okręgowego w Bydgoszczy, Michał Woźniak, zwierzył się kiedyś „Expressowi”: „Marzy mi się włączanie innych dziedzin sztuki w obszar działania muzeum”. I trzeba przyznać, że marzenie to konsekwentnie realizuje. Tym razem udzielając dziś wieczorem gościny Melpomenie ze spektaklem Nikołaja Erdmana „Samobójca”.
<!** Image 2 align=right alt="Image 110719" sub="Magdalena Król, Sławomir Naborczyk">Podczas ośmiu dekad, które minęły od napisania „Samobójcy” przez Nikołaja Erdmana, w Europie upadł stary porządek, a sztuka ciągle pozostaje aktualna
Świat się gorzko śmieje
Miejsce, które Erdman zajmuje wśród artystów w swojej ojczyźnie, na pewno nie jest na miarę jego talentu. A mogło być zupełnie inaczej... Jeśli już nie jako dramaturg, to na pewno jako jeden z twórców scenariuszy do wiekopomnych dzieł radzieckiej kinematografii - filmów „Świat się śmieje” i „Wołga Wołga” - miał Erdman szansę na wielką karierę. Tymczasem mimo że był współautorem scenariusza, w ogóle wykreślono go z listy twórców „Świat się śmieje”. Stało się tak z powodu aresztowania - w 1933 r. na planie zdjęciowym za rozpowszechnianie politycznych kupletów, które pisał „spod ręki” i ku uciesze gawiedzi. Najwyraźniej jednak nie wszystkich, skoro znalazł się ktoś, kto doniósł o tym gdzie trzeba. Prawdę mówiąc, postawa Erdmana była konsekwencją jego sprzeciwu wobec sowieckiego systemu, co znalazło już wyraz w jego wcześniejszej twórczości dramaturgicznej. Obie sztuki teatralne: „Mandat” z 1924 roku i 4 lata późniejszy „Samobójca” zostały przez władzę radziecką wyklęte. Jeśli jednak „Mandat” po prostu szybko zszedł z afisza, to premierę „Samobójcy” zatrzymał zakaz samego Stalina!
<!** reklama>Życie po życiu
Chociaż sztuki Erdmana szybko zaczęły krążyć w nieoficjalnym obiegu, on sam życie miał złamane. Po zesłaniu już nie wrócił do dramatopisarstwa, a dzięki współpracy z Zespołem Pieśni i Tańca NKWD zyskał całkowite odpuszczenie win... Tymczasem na Zachodzie ciągle funkcjonował w nimbie artysty opozycyjnego. Taka atmosfera towarzyszyła wystawieniu jego sztuk w 1969 roku w RFN i w 1972 r. we Włoszech. Po 10 latach „Samobójca” doczekał się wreszcie prapremiery rosyjskiej, a w 1987 r. trafił i na polskie sceny. Spektakle firmowały nazwiska Jerzego Jarockiego i Andrzeja Rozhina. „Perłą w koronie” stała się adaptacja telewizyjna Kazimierza Kutza z Januszem Gajosem, kreującym tytułowego bohatera - Siemiona Siemionowicza Podsiekalnikowa. Potem posypało się: sztukę brali na warsztat i Marek Fiedor, i Anna Augustynowicz.
<!** Image 3 align=left alt="Image 110719" sub="Jerzy Pachlowski, Sławomir Naborczyk">- Żadnej z tych inscenizacji nie pokazałam moim studentom - przyznaje Alicja Mozga, która podjęła się pracy nad „Samobójcą” ze studentami Wydziału Wokalno-Aktorskiego Akademii Muzycznej w Bydgoszczy. I podkreśla, że to zabieg świadomy, by ustrzec młodych przed naśladownictwem.
Alicja Mozga, aktorka i pedagog, nigdy nie grała w „Samobójcy”, docenia jednak potencjał tkwiący w dramacie. - Pogarda dla inteligencji i spychanie kultury na boczny tor są grzechami właściwymi nie tylko minionej epoce - wylicza, zastanawiając się, czy aby nie tkwi w nas ciągle homo sovieticus... Pytanie jest retoryczne, bo mentalność ludzka zmienia się wolniej niż systemy polityczne. Również w Rosji. Dlatego Sieminowicz jest, jak w kawale o Leninie, wiecznie żywy! Reprezentuje typ nieudacznika. Nie radząc sobie w życiu, postanawia salwować się ucieczką w śmierć, co może załatwić rozliczne cudze interesy. Brzmi znajomo?
Siła metafory
- Nie znałem dotąd twórczości Erdmana - przyznaje Sławomir Naborczyk, student II roku, odtwarzający rolę Podsiekalnikowa - ale nie muszę wyobrażać sobie niezaradnych, zmęczonych życiem osób, bo są wokół nas... To korespondowanie ze współczesnością wielu reżyserów uczyniło sposobem na „Samobójcę” i w takich inscenizacjach była to np. sztuka o polskim problemie bezrobocia.
- Teatr to nie publicystyka - mówi tymczasem Alicja Mozga, przywołując słowa mistrza Hanuszkiewicza o tym, że na scenie najważniejsze są emocje. - Nie musimy uciekać się do eksperymentów czy wypowiadać się wprost, by powiedzieć o rzeczach dziś ważkich - dodaje Mozga i podkreśla rolę metafory, bez której teatr nie istnieje. Ona nie przekreśla współodczuwania.