Po powodzi nic się nie chce. Brak pomysłów na życie. Mieszkańcy Doliny Iłowsko-Dobrzykowskiej, zalanej wodami Wisły po pęknięciu wału w Świniarach, powtarzają te zdania jak mantrę. Ogrom zniszczeń odebrał im nadzieję...
<!** Image 2 align=none alt="Image 152979" sub="Księżycowy krajobraz tuż obok przerwanego wału
w Świniarach. Ryszard Wyrzykowski obchodzi okolicę zasypaną naniesionym przez wodę piachem. Mimo że mija miesiąc od drugiej fali powodziowej, nadal nie można tutaj dojechać.">- Tak, tak, to mój dom. Ten barak był nawet wygodny, proszę do środka - kobietę zbierającą popowodziowy chrust spotykamy na skraju wsi Piaski. Nad jej skromnym obejściem góruje suche drzewo z wielkim bocianim gniazdem.
23 maja. Tę datę pamiętają tu wszyscy. O dziewiątej pękł wał w Świniarach. Do Piasków stamtąd jest około 4 km. - Uciekałam najpierw do koleżanki na Borki. Przybierało tak szybko, że nic ze sobą nie zabrałam. Dosłownie nic - Anna Olewniczak rozkłada bezradnie ręce.
<!** reklama>Na podłodze zabrudzone szlamem talerze, kubki, sztućce. Tylko tyle ocalało... Napuchnięte meble trzeba było wyrzucić. Pusto. Na ścianach rozmyte święte obrazy i zniekształcone, zbutwiałe fotografie bliskich. - Mieszkam tu od wojny. Poprzednią powódź, tę zimą 1982 r., świetnie pamiętam. Wody było tyle samo. Wtedy pierwszy raz leciałam! Żołnierze mnie zabrali do Płocka - pani Anna uśmiecha się na to wspomnienie i beznamiętnie zwija w rękach okienną zasłonkę pokrytą burym osadem. - Czekam teraz na obiecany kontener z gminy. Mieli już dawno dowieźć, ale nie dojechali. Obiecali też meble...
Pytam o mężczyznę ze zniszczonej przez wodę fotografii. - To Kazimierz. Mój brat. Na raka umarł w latach 70. Ale jaki miał pogrzeb! Wielki, godny. Wielu go pamięta! - kobieta niespodziewanie zrywa zasłonkę, rzuca na ziemię i... śmieje się. - Naprawdę nie wiem. Nie wiem, co dalej!
<!** Image 3 align=right alt="Image 152979" sub="Wionczemin. Kilometr od wyrwy w wale. Ten samochód nie zdołał uciec przed wodą. ">Do Nowosiadła wielka woda też dotarła błyskawicznie. Wyrwa w wale może dwa kilometry stąd. Rodzina Urbańskich od kilku dni ma wreszcie obiecany kontener. - Da się w tym przespać. Ale w ciągu dnia roboty mamy tyle, że nawet tam nie wchodzimy - Danuta Urbańska jest szczególnie dumna z tego, że udało się uratować domowe zwierzaki. - Psy popłynęły amfibią z mężem do znajomych, a ja z kaczkami wylądowałam na strychu. Sama już nie wiem, ile tam przesiedziałam. Rachubę straciłam. Kaczuszki dwudniowe, pokryte delikatnym puchem zaniosłam do góry. A jak je znosiliśmy, miały już piórka.
Kobieta szczególnie ciepło wspomina żołnierza, który dał jej wodery, długie gumowe buty do pasa. - Zobaczył, że brodzę boso w tej brei. Ulitował się. Tego, co tu przeżyliśmy, nikomu nie życzę. Ale mogło być jeszcze gorzej. O, w tej fermie obok utopiło się jedenaście tysięcy osiemset szesnastodniowych kurcząt. Straszne. Byliśmy pewni, że smród i skażenie nas zabiją. Ale dość szybko udało się tony padliny wywieźć. Tylko trochę śmierdziało.
<!** Image 4 align=none alt="Image 152979" sub="Ryszard Wyrzykowski na działce 100 metrów od wyrwy.
Do remontu jest wszystko poza wychodkiem i wędzarką.">Jerzy Urbański, mąż Danuty, przyznaje, że w pierwszej chwili, gdy wrócił do domu, rozłożył bezradnie ręce. - Ale otrząsnąłem się i wziąłem do roboty. Wyrzuciłem meble, zdarłem podłogi, zaczynam skuwać tynki. Najgorzej, że dom może jednak tego nie przetrzymać, bo ściany się zarysowują. Ma już solidne pęknięcia. Pewnie chałupę podmyło... Jak ją stracimy, nie wiem, co będzie...
Wionczemin Polski dzieli od wyrwy w wale najwyżej kilometr. Irena Jagielska mieszka sama. Jadła śniadanie, gdy rozległ się krzyk sąsiadów: - „Uciekaj! Uciekaj!”, wołano, a woda szła tak ostro, że te płyty betonowe, po których przyjechaliście, zaczęły się poruszać. Nie wierzycie? Nikt nie chce uwierzyć.
<!** Image 5 align=left alt="Image 152979" sub="Wolontariusz Adam Latoszek rozmawia
z Jadwigą Jagielską">Pani Irena kontenerem z gminy cieszy się od 4 dni. Wie, że będzie go musiała oddać. - I to w stanie nienaruszonym! - podkreśla. - Pouczano mnie, że każde podrapanie będzie karane. Aż strach tam wchodzić. Ale jakoś da się mieszkać.
Według niej, druga fala powodziowa z 6 czerwca była gorsza od pierwszej i więcej szkód wywołała. - A jakby tak przyszła trzecia, to może już by było po wszystkim... I spokój by był... I spokój... - powtarza.
Co chwilę wtrąca, że nie wie, jak dalej żyć. Nawet wtedy, gdy zaczyna ciepło wspominać ludzi, których przy okazji powodzi poznała. - Żołnierzyki mnie podwieźli helikopterem, bardzo fajne chłopaki. A teraz w remoncie pomagają mi też jacyś mili. Właśnie tynki kują. Sama nie wiem, czy wojskowi czy interwencyjni?
Okazuje się, że ani jedno, ani drugie. - Jesteśmy wolontariuszami z Warszawy. Z protestanckiego kościoła „Droga” - Piotr Tarasiński pracuje u Ireny Jagielskiej wraz z bratem. On - elektryk, brat - budowlaniec, więc wiedzą, jak się robi remonty. - Nasz pastor pracuje w tamtym domu. Ale nie wiem, czy bez kaloszy dojdziecie.
<!** Image 6 align=none alt="Image 152979" sub="Danuta Urbańska z Nowosiadła przeczekała powódź na strychu. Teraz wraz z mężem remontuje dom.">Pomysłodawcą kościelnej akcji był Adam Latoszek, który akurat podjeżdża samochodem dostawczym z darami. Pani Irena na jego widok zdejmuje z ręki zegarek i oddaje. Pożyczyła go od niego, bo swój straciła. Teraz ma dostać lepszy.
- Pomysł nie był mój. Tak naprawdę przyszedł z góry. Jestem człowiekiem wierzącym, więc proszę się nie dziwić, że tak mówię. Taka jest prawda - Adam Latoszek zapewnia, że po wstępnym rozeznaniu zrozumiał, na czym polega popowodziowy syndrom. - Im bliżej wyrwy w wale, im większe zniszczenia, tym ludzie popadają w większą apatię. Na przykład, gospodarz z piwnicą i całym obejściem pokrytym szlamem pyta: „Co z tego, że to odkopię, skoro mam jeszcze do odwalenia sto razy więcej?” Jednemu facetowi, tu, kawałek dalej, posprzątaliśmy na początek garaż, z którego woda zabrała drzwi. Piach i muł wdarły się do środka, przemieliły znajdujące się wewnątrz motory, rowery, maszyny i pokryły je brudnym nalotem. Człowiek się poddał. Dopiero jak wynieśliśmy wszystko, umyliśmy, wysprzątaliśmy wnętrze, to uwierzył, że jednak coś jeszcze można zrobić. Teraz sam walczy ostro. Wraca mu zapał.
<!** Image 7 align=none alt="Image 152979" sub="Te same domy (które widać na zdjęciu wyżej) 26 maja. Zabudowania
Ryszarda Wyrzykowskiego po lewej
stronie. Trzy dni wcześniej gospodarz z okna domu obserwował moment ostatecznego pęknięcia wału - jego „rozpłynięcia się”. ">Wszyscy spotkani mieszkańcy doliny przyznają, że słyszeli plotkę o świadomie zniszczonym wale. Większość nie wyklucza, że ich tereny poświęcono, by zmniejszyć falę powodziową prącą na włocławską zaporę i przywiślańskie miasta Dolnej Wisły. - Jest coś w tym - uważa Ryszard Wyrzykowski ze Świniar, mieszkający około 300 m od wyrwy. - Nie wiem, jak to mogło być zrobione, bo wybuchu na pewno nie było, ale faktem jest, że wał akurat w tym miejscu pęknąć sam, moim zdaniem, nie mógł.
<!** Image 8 align=none alt="Image 152985" sub="Jerzy Urbański wchodzi do kontenera. Może z niego korzystać przez 6 miesięcy. ">Dlaczego? - Bo w tym miejscu był najsolidniejszy w całej gminie. Rękę bym sobie dał za niego obciąć. Zrobiony na bazie starego, dobrze zbitego, podwyższony po powodzi z 1982 r. Nie taki piaskowy, jak w Piotrkówku, 4 km w górę rzeki. Tam walczyli, okładali workami, bo przeciekał i zaczynał się rozjeżdżać, ale nie pękł. A ten pękł... filmowo.
<!** Image 9 align=right alt="Image 152985" sub="Była szosa, ale się zmyła. Na polach zalegają pofałdowane plastry asfaltu.">Ryszard Wyrzykowski należy do tych nielicznych, którzy widzieli moment pękania wału: - Byłem akurat w łazience, gdy syn załomotał do drzwi. Tato, wychodź, wał pęka! Jeszcze wtedy górą cały nasyp był równy, ale spod niego wybuchała woda. Chwilę później na moich oczach wał się rozpłynął.
Gospodarz ze Świniar zapewnia, że nie wyklucza udziału bobrów w katastrofie. - Sam spotykałem ich nory w wale. Te, które wskazałem policjantom, zapchano workami z piaskiem. Sami też dziur szukajcie! - wściekałem się na nich. - Przecież też od tego jesteście! Ale z drugiej strony, żeby to wszystko tylko przez bobry? E, jakoś nie wierzę.
Największy napór Wisły wdzierającej się wyrwą w dolinę przeżył w łódce uwiązanej do ciągnika. Do jego gospodarstwa do dziś nie ma dojazdu. Na kontener mieszkalny na razie nie ma nawet co liczyć.
- Mam ciągle metrową warstwę piachu na podwórku i wyrwę 1,5-metrowej głębokości koło domu. Ściany pękają. Wszędzie syf. Brak koncepcji na życie - na przykładzie swojego domu pokazuje, o ile w tym roku woda była wyższa niż podczas pamiętnej zimowej powodzi w 1982 r., którą specjaliści zgodnie uznają za jedną z najgorszych w okresie powojennym. - Wtedy woda nie dochodziła do tego okna, a teraz wlała się i tam. Poszła jakieś 80 cm wyżej. O, a tam u sąsiada, moja jabłonka! Ale ją zniosło! W końcu znajdę wszystkie swoje drzewa...
Z uwagą ogląda odbitki zdjęć lotniczych z 26 maja, na których widać, m.in. jego zabudowania. - Teraz tu jesteśmy - pokazuje wystający ledwo z wody zarys drzew wokół działki rekreacyjnej położonej blisko wału. - Ten teren sprzedałem znajomemu z Warszawy. Chodźcie zobaczyć, jakie mu przemeblowanie woda zrobiła.
<!** Image 10 align=left alt="Image 152985" sub="Pierwsza wersalka, pierwsze meble.Dorobek życia trzeba było wyrzucić.">Po zaciekach na ścianach widać, że domek był zalany prawie po dach. Podłogi nie trzeba było zrywać. Płyty styropianu izolujące panele podłogowe od ziemi uniosły się same, gdy tylko nadeszła woda. - I cały ten bałagan zepchnęło na okno. Jakby bomba w środku wybuchła - relacjonuje pan Ryszard. - Boazeria też do wymiany, wszystko. Nie, przepraszam. Wędzarka się ostała i wychodek. Nie odpłynął, przywiązany był. Ustawi się go pionowo i będzie można korzystać. A wędzarkę to nawet umyło z sadzy. Przemyje się jeszcze czystą wodą i będzie do użytku.
Gospodarz ze Świniar jakby na chwilę zapomina o tragicznej sytuacji, w jakiej się znalazł. Tłumaczy, jakim drewnem należy palić i jakie wiórki rozrzucać na blasze, by uzyskać właściwy aromat. - Ryby wystarczy tu powiesić - wskazuje haki - na 40 minut. Proszę mi wierzyć, kto raz takiej spróbuje, nigdy nie kupi wędzonej w sklepie. Jakie ryby? Jak to jakie, wiślane. Przecież rzekę mamy tuż obok.
Obecnie nawet jeszcze bliżej. Do pilnowanej przez policję wyrwy jest stąd około 100 m. Choć wody na terenie doliny, zajmowanej przez gminy Słubice i Gąbin, pozbyto się skutecznie, wysadzając i rozkopując wał w Dobrzykowie, tu Wisła ciągle może czuć się zwycięzcą. W miejscu, gdzie był wał, wyrwała ogromną, 11-metrowej głębokości dziurę. Zmierzyli to strażaccy płetwonurkowie. Teraz pogłębiarka, pracująca na środku rzeki, próbuje poprzez kilkusetmetrowy zespół rur zasypać ją pobieranym z dna rzeki piaskiem. Trwa mozolna praca, końca nie widać.
To miejsce odwiedzają często powodzianie. Z korony wału widać najlepiej siłę zjawiska, z jakim przyszło im się zmierzyć. Jakby ruchome wydmy wdarły się błyskawicznie do Świniar, Wionczemina i dalej. Okoliczne domy i pola zasypane są naniesionym piaskiem. Asfalt szosy jak zmięta szmata kłębi się na polach. Najwyższe łachy układają się za domami. - To normalne zjawisko - wyjaśnia Bogusław Pawłowski, hydrolog, doktor geografii, którego miejsce to interesuje z powodów naukowych. - W cieniu przeszkód (czyli za nimi) spadała prędkość przepływu i osadzał się grubszy materiał, głównie piasek. Oblicza się, że ruszyło tędy około 800 metrów sześciennych wody na sekundę. To znaczy, że teren ten stał się na jakiś czas dnem rzeki wielkości Wisły przy jej średnim przepływie. Warte utrwalenia, pomierzenia i dokładnego zbadania.
Dla Powodzian
Pomoc pilnie potrzebna!
W gminie Słubice zalanych zostało 258 gospodarstw, w gminie Gąbin - 179. Ocenia się, że zaledwie około 20 proc. powodzian miało ubezpieczone domy. Władze gmin tłumaczą to słabą kondycją polskiego rolnictwa, gospodarzy zwyczajnie na ubezpieczenia nie było stać. Kontenery mieszkalne powodzianie otrzymują na 6 miesięcy. W tym czasie powinni doprowadzić swe domy do używalności.
Ocenia się, że zasypanie wyrwy w Świniarach i odbudowa wału pot- rwa przynajmniej 3 miesiące. Pogłębiarka dostarcza do 250 m sześć. piachu na godzinę. Potrzeba jednak aż 250 tys. metrów... W tej chwili oceniane są straty w płodach rolnych, głównie truskawkach, ogórkach i zbożach. Warto wiedzieć, że na tym terenie przeważają najlepsze gleby klasy I i II. Grunty zasypane piaskiem wymagają rekultywacji, gmina Słubice zwróci się do państwa o pomoc w jej przeprowadzeniu. W urzędach gmin doświadczonych przez powódź przyznają, że pogłoski o świadomym uszkodzeniu wału w Świniarach są powszechnie znane. Ale wolą ich nie komentować.
Teraz najważniejsza jest pomoc przy sprzątaniu i remontowaniu domów - podkreśla Józef Walewski, wójt Słubic. - Zgłaszają się wolontariusze z naszej gminy, pomagają też prywatnie strażacy z gmin sąsiednich. Pomocy potrzeba jednak o wiele więcej. Chodzi często o proste prace fizyczne, szczególnie w obejściach osób starszych, które same swych domów nie są w stanie wyremontować.
Na wolontariuszy, którzy chcą pożytecznie spędzić wakacje, pomagając potrzebującym, czekają powodzianie!