https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wstrząsająca odsłona procesu. Możliwe, że 74-letni Bernard D. uderzył nożem Gerarda J. na oślep

Jarosław Jakubowski
Wchodząc do sali rozpraw 74-latek nie wiedział, że wyjdzie z niej jako wolny człowiek. Areszt opuścił po południu po dopełnieniu wszystkich formalności
Wchodząc do sali rozpraw 74-latek nie wiedział, że wyjdzie z niej jako wolny człowiek. Areszt opuścił po południu po dopełnieniu wszystkich formalności
W procesie 74-letniego Bernarda D. nieoczekiwany zwrot. Okazuje się, że staruszek ma tak słaby wzrok, że może nie odpowiadać za zabójstwo Gerarda J.

Sąd pod przewodnictwem sędziego Sławomira Ciężkiego przesłuchał najpierw dwoje biegłych. Lekarz, który krótko po zdarzeniu wykonał obdukcję obrażeń u jego uczestników, zauważył ślad krwi na dłoni Bernarda D. - Na tym miejscu nie było rany, można więc przypuszczać, że krew pochodzi od innej osoby, może od pokrzywdzonego - stwierdził lekarz.
[break]

74-latek ledwo widzi

Prawdziwą bombą okazały się zeznania biegłej okulistki, która badała oskarżonego. Stwierdziła u niego zaawansowaną zaćmę. - Lewym okiem oskarżony widzi tylko, że coś się przed nim rusza. Okiem prawym jest w stanie z odległości jednego metra odróżnić, ile palców się pokazuje. Oskarżony wymaga pomocy drugiej osoby, bo jest to klasyczna ślepota - orzekła specjalistka.

Jak uściśliła, Bernard D. jest w stanie rozpoznać zaledwie kontur osoby, jednak już bez rozróżnienia, czy to mężczyzna, czy kobieta. - Taka osoba może mieć trudność z rozpoznaniem postaci. Może też zadawać ciosy na oślep - dodała.

Mimo tych niedomagań starszy człowiek codziennie zbierał złom, a w domu z kabli zdzierał gumową izolację. Zdaniem biegłej, mężczyzna mógł w miarę normalnie funkcjonować w życiu codziennym, choć na ulicy mógł potrzebować pomocy innych osób.

Sędzia Ciężki zapytał Bernarda D., ile widzi osób siedzących za stołem sędziowskim. Staruszek miał kłopoty ze zrozumieniem, sąd więc musiał kilkakrotnie powtarzać. - Widzę pana z tym godłem. W sumie trzech widzę, sami mężczyźni - odparł oskarżony. W rzeczywistości za stołem siedziało sześć osób, a spośród osób, które wskazał Bernard D., była jedna kobieta.

Sąd interesowało też, jak sobie radził na co dzień. I znowu - oskarżony nie usłyszał za pierwszym razem, mimo że sędziowie niemalże krzyczeli. - Z domu wychodziłem. Miałem pieska i laskę. Nie szukałem złomu, tylko mi dawali. Kable obierałem tak, że jak przybliżałem do jednego oka, to czułem, gdzie jest guma, a gdzie metal - wyjaśnił.

Sąd, na wniosek obrończyni, uchylił areszt Bernardowi D. Temida uznała, że trzymanie oskarżonego za kratami nie jest już konieczne, bo do zamknięcia procesu potrzeba jeszcze tylko uzupełniającego przesłuchania biegłych. - Panie oskarżony, może pan iść do domu! - zakomunikował sędzia Marek Kryś. Wyraźnie zaskoczony Bernard D. odparł: - Dziękuję.

Nie przyznaje się do winy

Do tragedii doszło 15 marca 2014 roku w mieszkaniu Bernarda D. i jego żony przy ul. Czerkaskiej na osiedlu Leśnym. Według prokuratury, mężczyzna śmiertelnie ugodził nożem kuchennym w serce 41-letniego Gerarda J., konkubenta córki. Oskarżony nie przyznaje się. Sąd uprzedził o możliwości zmiany kwalifikacji z zabójstwa na ciężkie uszkodzenie ciała ze skutkiem śmiertelnym lub na nieumyślne spowodowanie śmierci.

Bernard D. twierdzi, że pokrzywdzony się awanturował i sam nadział się na ostrze. Kolejna rozprawa odbędzie się w kwietniu.

Komentarze 4

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

l
locust
A niech sie ten stary dziad zesra w pierdlu co mi po nim.
U
UWIERZ W SWĄ WOLNOŚĆ.....
Oskarżenie chodzą po Sądzie bez zabezpieczenia ....
G
Gość
Nie do pelnienie bezpieczeństwa i zakucia dziadka w kajdany
Ma dojść do tragedii żeby wszyscy byli prowadzania w łańcuchach i kajdankach
P
Przemek
Dajcie dziadkowi spokoj!
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski