Atletycznie zbudowany mężczyzna o podgolonym karku (184 cm wzrostu, 100 kg wagi) wkroczył wczoraj rano do sali Sądu Okręgowego w Bydgoszczy w kajdankach i asyście pięciu policjantów, by odpowiedzieć za zamordowanie swojej żony, 30-letniej Natalii Ch. Jak wynika z aktu oskarżenia, kobieta została oblana rozpuszczalnikiem i podpalona. Zmarła w szpitalu w wyniku rozległych obrażeń termicznych, obejmujących 70 proc. powierzchni ciała. Osierociła dwoje dzieci w wieku 5 i 10 lat.
PRZECZYTAJ:Naćpany metaamfetaminą mieszkaniec Koronowa podejrzany o podpalenie żony
PRZECZYTAJ:[WRACAMY DO TEMATU] Koronowo: prokuratura chce przesłuchać 11-letnią córkę ofiary podpalenia
Pierwszego dnia procesu przesłuchano m.in. matkę i brata zmarłej oraz jej męża Marcina Ch. Prokuratura oskarża go o działanie ze szczególnym okrucieństwem, z bezpośrednim zamiarem pozbawienia życia.
Ja niewinny, ona winna...
Mężczyzna szczegółowo przestawiał wczoraj sądowi okoliczności tragicznych zdarzeń, które rozegrały się wczesnym rankiem 28 marca 2015 roku w kotłowni domku jednorodzinnego na peryferiach Koronowa. Mimo że zaraz po zdarzeniu, w obecności policjantów i ratowników medycznych, przyznał się do winy, wczoraj przedstawił zupełnie inną wersję wydarzeń, kreując siebie na... ofiarę.
- Czyściłem piec. Powiedziałem żonie, że ma się wyprowadzić. Podejrzewałem ją o zdradę i trucie dzieci tabletkami nasennymi. Wtedy ona się uśmiechnęła i poszła w kierunku garażu. Wróciła, niosąc bańkę z rozpuszczalnikiem. Próbowała mnie oblać. Zaczęliśmy się szamotać. Dużo się porozlewało. W pewnej chwili ona się zachwiała i upadła na ziemię, łapiąc mnie za szyję. W tym momencie poczułem falę ognia i wszystko się zaczęło palić. Żona się podniosła i wybiegła z kotłowni schodami - opowiadał oskarżony, cicho i niewyraźnie.
Nie umiał wyjaśnić, dlaczego nie pobiegł za żoną, by jej pomóc i dlaczego nie zadzwonił na pogotowie oraz policję. Stwierdził w pewnym momencie, że nie mógł znaleźć telefonu.
Płonęła, a on stał na schodach
Pomoc wezwali sąsiedzi, których obudziło wołanie o ratunek. Krzyczała Natalia Ch., biegając przed domem.
- Widziałem poruszający się na schodach do domu płomień. W górę i w dół. Twarzy nie widziałem, bo cała postać była w płomieniach. Domyśliłem się tylko, że jest to Natalia Ch. Wołała: „Ratunku, pomocy!”. Jej mąż stał przed drzwiami, a potem siedział na schodach - zeznawał wczoraj sąsiad z naprzeciwka, 30-letni Rafał S., zawodowy żołnierz.