https://expressbydgoski.pl
reklama
Pasek artykułowy - wybory

Wodzirej? Krew mnie zalewa...

Krystyna Lubińska-Spica
„Zabawa ma być w pewnym sensie zbytkiem - uważa Johan Huzinga, holenderski historyk kultury, autor „Homo ludens” - ale może wyrażać też system wartości.

„Zabawa ma być w pewnym sensie zbytkiem - uważa Johan Huzinga, holenderski historyk kultury, autor „Homo ludens” - ale może wyrażać też system wartości.

<!** Image 2 align=right alt="Image 72041" sub="Jacek Beszczyński w towarzystwie żony prezydenta Torunia, Krystyny Zaleskiej">- Nigdy nie planowałem, że będę prowadził imprezy - przyznaje 48-letni Jacek Beszczyński, który prowadzi najznamienitsze bale w Toruniu, między innymi, na Dworze Artusa „Bal dla Ducha”. - A jak ktoś mnie nazwie wodzirejem, to krew mnie zalewa..

Jacek Beszczyński chciał zostać aktorem. Teatrem zaraziła go Lucyna Sowińska, wychowawczyni między innymi Małgorzaty Kożuchowskiej z serialu „M jak miłość”. W toruńskimi MDK-u pani Lucyna prowadzi, nieprzerwanie od 1972 r., „Studio P”. Jacek z tańcem i śpiewem nie miał problemu, zaś dykcję ćwiczył ostro. Warunki zdrowotne nie pozwoliły mu jednak urzeczywistnić swoich planów, Poszedł więc na studia na UMK, na pedagogikę kulturalno-oświatową.

<!** reklama>- W ramach praktyk studenckich założyliśmy Teatr Bajki i Baśni „Maja” - wspomina. - Przetrwał 13 lat, ale po 3 widowiskach okazało się, że trudno o scenariusze dla dużego zespołu, więc zaczęliśmy pisać je sami. Wtedy też powstały moje pierwsze piosenki.

Każdy bal to wyzwanie

Na początku „Maja” uczyła dobrej zabawy dzieci pracowników UMK czy „Elany”, fabryki, która kiedyś zatrudniała ponad 7 tys. osób. Zdarzało się, że w sobotę i niedzielę dawali po dwa spektakle dziennie plus pląsy z dzieciarnią. - Do tej pory uwielbiam bawić się z dziećmi - przyznaje Beszczyński. - I pisać piosenki dla nich, tak aby bawiąc się i śpiewając jednocześnie czegoś mądrego się uczyły.

W „Mai” często powierzano mu prowadzenie zabaw. Obserwował i poznawał potrzeby balowiczów. Z czasem zaczął tworzyć własny styl. - Nigdy nie podglądałem żadnego wodzireja, bo mnie osobiście wodzirej na zabawie denerwuje - mówi. - A zaszczepiłem sobie ideę, żeby nie wyciągać ludzi na siłę do zabawy, tylko stworzyć taką atmosferę, by goście chcieli sami w niej z entuzjazmem uczestniczyć. A każdy bal to inne wyzwanie, bo i inni ludzie. Choć są takie żelazne punkty zabawy, które chwytają wszystkich.

- „A wszystko to te czarne oczy” rozśpiewają każde towarzystwo, nawet młodzież - zapewnia Jacek Beszczyński, który za prowadzenie balu, poza sylwestrowym, na jaki ani razu się nie skusił, bierze od 1000 do 1500 zł. - Podobnie „Szła dzieweczka”. „Hej, sokoły!” pasuje, kiedy goście są już bardziej rozśpiewani i chce im się głośno zawołać. Konferansjer ma też własny patent. - Tego chyba nie robi nikt na świecie - mówi dumnie.

Ryszard i musztarda

- „Gdzie się dobrze darzy, tam się piwo warzy” - to przyśpiewka z „Dobrego wojaka Szwejka” w rytmie walczyka - mówi. Idąc z mikrofonem bezprzewodowym nachyla się nad każdą osobą przy stole i pyta na ucho o imię. W sekundzie kleci do niego rym i na głos intonuje na tę szwejkowską nutę kuplecik. „Kolejny toast jest z tej przyczyny, że pijemy za zdrowie Krystyny”. „Nikomu nie smakuje musztarda, wypijmy więc za zdrowie Ryszarda”. „Niech żyje Eustachy, który ma samochód z bardzo złej blachy”.

- Kiedyś na zabawie w Villa Park w Ciechocinku było chyba ze 150 osób i żadnej nie pominąłem - wspomina. - Ale przy jednym stoliku usiadły cztery tajemnicze panie. Okazało się, że to były same Jole!

Jacek Beszczyński, choć słabo zna język, wymyśla rymowanki też do niemieckich imion. - Mam to absolutnie po mamie - przyznaje - która też na poczekaniu rymuje a do tego wciąż, mimo że jest już po siedemdziesiątce, śpiewa aż w trzech chórach. A poza tym to w końcu napisałem już ze 300 piosenek.

Kołysanka dla Janka

Najbardziej znane są jego kolędy i świąteczne piosenki, które swego czasu w nakładzie 300 tys. dołączone były do „Nowości Toruńskich”. Na dniach ukazała się kolejna płyta. Znalazł się na niej również utwór znany bodajże wszędzie tam, gdzie są torunianie.

- Ostatnio kolega z Australii opowiadał mi, że usypia przy nim swoje dziecko - mówi autor. - Wierzę, bo mój 13-letni syn Janek, kiedy był mały, też najszybciej dawał się ukołysać przy „Leć, kolędo”.

- Jacek nie dba o promocję swojej osoby - mówią jego znajomi. Najnowsza płyta będzie sprzedawana na rzecz budowy domu hospicjum „Światło”, przeznaczonego dla chorych znajdujących się w śpiączce. W grudniu prowadził 15 imprez, z tego - 13 charytatywnie. Podobnie jak od ośmiu lat bal Fundacji Ducha.

- Fundację Ducha na rzecz Rehabilitacji Naturalnej Ludzi Niepełnosprawnych założył Stanisław Duszyński, zwany przez przyjaciół „Duchem” - wyjaśnia Jolanta Żydołowicz, obecna jej szefowa. - Jacek wymyślił te charytatywne bale. Od początku prowadził je za darmo razem z nieżyjącą już dziennikarką radiową, Danutą Maciejewską.

- Fundacja żyje tylko z darowizn, więc zdarza się bardzo często, że przez pierwsze miesiące roku nie mieli pieniędzy nawet na prąd i opał - mówi Beszczyński. - A co dopiero na rehabilitację. Stach do usprawniania chorych z porażeniami i niedowładami wykorzystywał nie tylko hipoterapię. Zabierał ich do Jury Krakowsko-Częstochowskiej, gdzie wspinali się na skałki, choć normalnie nie byli w stanie utrzymać nawet telefonu.

„Duchy” 2 lutego

- Wstęp na bal , który w tym roku odbędzie się 2 lutego, kosztuje 500 zł od pary. Pojawiają się tu sami przyjaciele Fundacji Ducha, przeszło 100 osób. Wśród stałych bywalców są marszałkowie województwa, prezydenci miasta, posłowie, rektorzy. Licytowane są obrazy artystów z Bydgoszczy i Torunia, a także przeszło półmetrowe anioły w drewnie Andrzeja Bajkowskiego czy mniejsze Alicji Bogackiej, zwanej „Dyżurną od Aniołów”. A także - prawdziwy młody koń. Do tańca przygrywa big-band . W środku nocy, na biesiadę piosenek, zjawia się Zespół Pieśni i Tańca Toruniacy w kujawskich strojach, z akordeonem, kontrabasem, klarnetem i skrzypcami.

Trzy lata temu, 19 grudnia, zmarł Stanisław Duszyński. Po naradzie z jego córką doroczny bal karnawałowy Fundacji Ducha odbył się. Stawili się wszyscy przyjaciele, nawet z Krakowa i Warszawy. - Więcej śpiewaliśmy, rozmawialiśmy niż tańczyliśmy - mówi Jacek Beszczyński . - A licytacja osiągnęła rekordową sumę 30 tys.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski