https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Wnet i tak zginiemy w zupie!

Justyna Król
W niedzielę widzowie głośno oklaskiwali teatr z Krakowa, wczoraj na brawa zasłużyli aktorzy z Warszawy i z Lublina. Dziś na scenę wyjdzie nasz bydgoski skład ze sztuką „Łaknąć”.

W niedzielę widzowie głośno oklaskiwali teatr z Krakowa, wczoraj na brawa zasłużyli aktorzy z Warszawy i z Lublina. Dziś na scenę wyjdzie nasz bydgoski skład ze sztuką „Łaknąć”.

<!** Image 2 align=right alt="Image 133959" sub="Fot. materiały organizatora">Na wczorajsze spotkanie z tekstem Doroty Masłowskiej wyczekiwało wielu z nas. Zwłaszcza, że reżyserią „Między nami dobrze jest” zajął się sam Grzegorza Jarzyna. Po obejrzeniu sztuki o polskości i zakłamaniu wszechobecnym w naszym kraju, widzowie z budynku teatru przenieśli się na świeże powietrze, by z kolei na placu przed wejściem głównym zobaczyć spektakl Artura Pałygi „Ostatni taki ojciec”, w reżyserii Łukasza Witt-Michałowskiego.

Ci, którzy niedzielny wieczór poświęcili na sztukę „Supernova. Rekonstrukcja” na pewno nie żałują. Choć spektakl trwał bite cztery i pół godziny! Reżyser Mariusz Wierzchowski może być dumny. Szokujący, bardzo nowatorski wstęp, trzymające w napięciu rozwinięcie i zaskakująca puenta na koniec, nie pozostawiły wątpliwości. Teatrowi Łaźnia Nowa z Krakowa należały się gromkie brawa.

<!** reklama>Niedzielny wieczór, godzina 18. Do większości widzów dociera informacja, że teatralne spotkanie w operze potrwa& 4,5 godziny! Przypomnijmy, rok temu już na trzygodzinnym spektaklu Jana Klaty nie wszyscy wytrwali. Sztuka na bazie tekstu Zsolta Zeldunga postawiła poprzeczkę jeszcze wyżej. Publika wytrwała do końca. Dlaczego? Być może z powodu ogromnego nacisku na interakcję z widzem.

Najpierw na niemal dwie godziny, wraz z aktorami przenieśliśmy się do muzeum z czwartego tysiąclecia. Spacerując jego korytarzami, dowiedzieliśmy się jak żyli ludzie na przełomie XX i XXI wieku, czyli my sami.

Nałożyliśmy „maski kapłańskie” - dzisiejszy make-up. Zeskanowaliśmy swoje genotypy, by dowiedzieć się czy wywodzimy się od homo sapiens czy raczej od wielbiących wolność homo neandertalis. Przyjrzeliśmy się życiu bezdomnych, czując nawet ich zapach. Obcowaliśmy ze złem, wspominając zamach na World Trade Center. Zrzuciliśmy brunatną aurę i zwalczaliśmy towarzyszący naszym przodkom strach, wykrzykując rozmaite mantry. Podróżowaliśmy podwodnym tramwajem, zwiedzając ruiny miasta po nowohuckiej apokalipsie z 2011 roku. Dowiedzieliśmy się, że człowiek żyje tak długo, jak długo żyją jego marzenia& Dlatego ludzie przełomu XX i XXI wieku dożywali maksymalnie stu lat.

W fotelach zasiedliśmy dopiero po godzinie 20. Statyczne, poruszające sceny i te zabawne, pełne pędu przeplatały się. Na pewno wielu zapadło w pamięć zdanie z wiersza Jana Brzechwy „Wnet i tak zginiemy w zupie!”. Trzeba przyznać, dosyć niecodzienna forma zapowiedzi apokalipsy& I sam koniec. Dobitny monolog reżysera. Nie o walce o wolność, ale o jej ograniczenie! Plus szokująca pointa o potrzebie tresury, represjonowania ludzi, którzy zniszczyć potrafią wszystko& Ta sztuka z pewnością niejednemu widzowi spędziła sen z powiek.

Zobacz galerię: Wnet i tak zginiemy w zupie!

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski