Nasz Czytelnik, Andrzej G. z Bydgoszczy, przed kilku laty dał się skusić firmie Netia na podpisanie „wielce korzystnej dla niego, wyjątkowej oferty promocyjnej”.
Chodziło o telefon i Internet w jednym. Umowa została podpisana, uzgodniono też termin montażu połączenia. Pracownik Netii przyszedł jednak innego dnia pod nieobecność naszego Czytelnika i do podłączenia do sieci nie doszło. Więcej się już nie pojawił, a po trzech miesiącach sama Netia przesłała, ku zaskoczeniu, rozwiązanie umowy.
Andrzej G. uznał, że sprawy nie było i o wszystkim zapomniał. Jakież było jego zdziwienie, kiedy tydzień temu, po trzech latach od tamtego zdarzenia, otrzymał list od nieznanej mu wcześniej firmy windykacyjnej z Poznania.
„Szanowny Panie - przeczytał - zadłużenie z tytułu nieopłaconych należności wynikających z umowy zawartej z firmą Netia w dniu... jest wciąż aktualne”. Firma proponowała naszemu Czytelnikowi umorzenie karnych odsetek w zamian za natychmiastowe spłacenie długu składającego się z pięciomiesięcznej opłaty za używanie telefonu i Internetu oraz kary umownej w wysokości 500 złotych za samowolne odstąpienie od umowy!
- Za co niby mam płacić? O jakim długu mowa? - denerwuje się Andrzej G. - dzwoniłem już do Netii w tej sprawie, ale oni mojej dokumentacji już nie mają, powiedzieli tylko, że rzeczywiście sprzedali firmie z Poznania długi. Napisałem już do Poznania, że żadnych długów nie mam, a umowę rozwiązała sama Netia i wysłałem kserokopię tej decyzji, która na szczęście zachowała się. Sęk jednak w tym, że samej umowy znaleźć nie mogę. Pewnie wyrzuciłem w przekonaniu, że na nic mi się nie przyda. Teraz czekam jak na wyrok. To wszystko jest jednym wielkim absurdem!
Roman Andrzejewski, prowadzący kancelarię prawną .
Coraz częściej mamy do czynienia z takim zjawiskiem. Już kilka osób zgłosiło się do mnie z podobnymi problemami. Wszystkim radzę to samo: nie bać się i nie ulegać żądaniom, które niekiedy są skrajnie bezczelne. Wiele firm sprzedaje bowiem stare długi w całych pakietach, niekiedy po śmiesznie niskich cenach. W większości są one przeterminowane, zwykle dochodzi do tego po dwóch, trzech latach, a wezwania przychodzą po pięciu i nawet dziesięciu! Bo firmy windykacyjne wypracowały metody „podchodzenia” klientów i często odnosi to skutek. Ludzie dla świętego spokoju spłacają długi, których wcale nie mają. W przypadku otrzymania takiego pisma najpierw trzeba odszukać umowę i dokładnie się z nią zapoznać. Jeśli jej już nie posiadamy, domagajmy się jej kserokopii od firmy windykacyjnej. Żądajmy także od niej pełnej dokumentacji zadłużenia i sprawdzajmy, czy czasem dług się już nie przedawnił. Jeśli zaś sprawy zajdą już tak daleko, że dostaniemy sądowy nakaz zapłaty, wnośmy sprzeciw. Sądy na ogół nie bawią się w szczegółowe rozpatrywanie wniosków firm windykacyjnych. Po naszym sprzeciwie będą zmuszone to zrobić. W dodatku wniesienie sprzeciwu skutkuje wstrzymaniem nakazu zapłaty. Warto się bronić.