Ludzie pytają, ile pali. Nie mam pojęcia, nie interesuje mnie to - mówi Stanisław Kosowski, właściciel zabytkowego krążownika szos. Auto to unikat. W całej Europie są tylko takie trzy.
<!** Image 5 alt="400" >Wielkiego Lincolna Continental Mark IV nie sposób nie zauważyć, kiedy toczy się bydgoską ulicą. Klasyczny amerykański krążownik szos ma już ponad 30 lat, ale jego właściciel nie zamieniłby go na innego.
- Rocznik 1975, silnik pojemności 7,6 litra, 365 koni mechanicznych. Lakier oryginalny. To auto z limitowanej edycji firmowanej przez słynną firmę jubilerską Cartier. Monogram marki wykonany z 24-karatowego złota. W Europie są jeszcze tylko dwa takie - mówi z dumą Stanisław Kosowski, w „cywilu” handlowiec.
<!** Image 2 align=right alt="180" >O amerykańskim krążowniku szos marzył od lat 70. Sen ziścił się nieco ponad rok temu.
- Znalazłem ten samochód w Teksasie, w jakiejś miejscowości około 200 mil na północny-wschód od Dallas. Przez 10 lat stał nieużywany w garażu. Z pomocą przyjaciela odkupiłem go od właściciela i ściągnąłem do Polski - opowiada pasjonat.
Na kawę do Ciechocinka
Nie do końca wiadomo, ile samochód kosztował. Samo przetransportowanie wozu przez ocean to około 10-20 tys. złotych. W aucie trzeba było dokonać kilku niezbędnych napraw, a części są drogie. - Za wszystkie włożone w niego pieniądze mógłbym spokojnie kupić co najmniej jedno nowe kompaktowe auto. Jednak nie interesują mnie „ekonoboksy”. Jeżdżę prawdziwymi samochodami. Mam jeszcze Lincolna Mark VIII, do codziennego jeżdżenia - uśmiecha się Stanisław Kosowski.
Jego skarb na czterech kółkach służy raczej do relaksujących przejażdżek, niż wypadów na zakupy do marketu.
- Mam kolegę, który jeździ Cadillakiem Eldorado El Deora z 1973. Czasem wsiadamy w nasze maszyny i w ładny dzień wybieramy się na przykład do Ciechocinka na kawę. Nie sprawdzam nawet, ile zużywa paliwa, po co mam się stresować. Wolę czerpać przyjemność z jazdy. Taki samochód pozwala zupełnie inaczej spojrzeć na poruszanie się po drogach - przekonuje.
Swoją pasją pan Stanisław zaraził także syna, który porusza się amerykańskim Pontiakiem Firebirdem z 1992 roku.
Po co to wszystko?
Problemy ze znalezieniem samochodu, sprowadzenie go, kłopotliwa i kosztowna eksploatacja, ogromne koszta. Po co to wszystko?
- Powiem tak. Trabantów czy fiatów jeździ po naszych drogach tysiące. Jeśli chciałbym sobie kupić na przykład przedwojenne auto, nie sprawiłoby mi to żadnego problemu. Takich zabytkowych pojazdów jest sporo. Ale nie miałbym przyjemności z posiadania czegoś takiego. A tak mam jedyne chyba w kraju dwudrzwiowe auto zarejestrowane na sześć osób - przyznaje Kosowski. - Interesują mnie prawdziwe smaczki. Takich aut jak moje jest bardzo niewiele w Europie i Stanach. Wsiadam do niego i wiem, że jest naprawdę wyjątkowy.
Właściciel Lincolna nie chce wiedzieć ile on spala benzyny. Skoro jednak na jednym galonie (w Stanach Zjednoczonych to 3,78 litra) przejeżdża 16 mil (czyli ponad 25,7 km), to łatwo obliczyć, że Lincoln „pije” około piętnastu litrów na setkę. Warto dodać, że paliwo w USA jest znacznie tańsze niż w Polsce.