Nowoczesna, z humorem, z wieloma świetnymi rolami. Sobotnią premierę w reżyserii Michała Zadary uważam za produkt doskonały.
Bardziej amerykański czy polski jest to spektakl? Scott Fitzgerald, autor „Wielkiego Gatsbiego”, pisał wprawdzie o Amerykanach, ale przecież każdy i wszędzie może stać się zakładnikiem własnych marzeń, niezrealizowanych z powodu mamony, próżności, głupoty czy lenistwa. Reżyser bydgoskiego spektaklu też przyjął, że ludzie aż tak bardzo się nie różnią w swoich błędach, oczekiwaniach i wyborach, więc słusznie pozwolił sobie tu i ówdzie na rodzime dygresje. Nie tylko to jednak mnie ujęło.
<!** Image 2 align=none alt="Image 173095" sub="„Wielki Gatsby” to opowieść o straconych marzeniach. Na zdjęciu: Michał Czachor jako Gatsby i Barbara Wysocka jako jego kochanka, Daisy Buchanan. Fot. Tadeusz Pawłowski">
Ten spektakl po prostu żyje. Mam wrażenie, że reżyser postawił ekipę na rzęsach. Nie powinno to dziwić, że nawet drobny gest, mimika mają tak wielką siłę oddziaływania i są bardzo prezyzyjne. A jednak zdziwiła mnie ta wyrazistość, bo to jednak teatr, a nie film. Miałam wrażenie, że akcja toczyła się bardzo filmowo.
Podział lokalizacyjny sygnalizował bardzo czytelnie podziały społeczne, mentalne wśród grupy bohaterów. Oto mamy kilka światów, które nie mogą się z różnych powodów przeniknąć, co ostatecznie staje się dla bohaterów dramatem.
<!** reklama>
Dobrze ogląda się przestrzeń tak uporządkowaną i świetnie wpisują się w nią doskonale obsadzeni artyści. Dlatego tak przyciągała wzrok i słuch Małgorzata Witkowska, raz jako otumaniona kelnerka, innym razem swojsko - domowa pani do dziecka albo nieco usztywniona panna na imprezie. A Marian Jaskulski? Kilka bardzo wyraźnych minut na scenie. A Jakub Ulewicz? Przybiegł na imprezę, a tu pogrzeb gospodarza domu. Co za wpadka. A Małgorzata Trofimiuk? Nieco histerycznie rozentuzjazmowana żona, sekundę później brutalnie zgaszona przez męża. Świetna przemiana. A potem Małgorzata Trofimiuk w ciemnym garniturze gra jak zahipnotyzowana na kontrabasie. Niektórzy aktorzy wcielili się w kilka postaci spektaklu. Każda rola jest warta pochwały.
Byłabym zapomniała. Jaki świetny zespół przygrywał na pozerskich domówkach u Gatsbiego! Dopiero gdy z głowy charyzmatycznego frontmana ściągnięta została brutalnie czarna peruka, zobaczyłam, że to Karolina Adamczyk play- backuje po włosku! Anita Sokołowska natomiast zwracała uwagę swoją discopolową treską i mentalnością dyskotekowej Mariolki. Ech, co tu dużo mówić. Dobry zespół w rękach dobrego reżysera.
Fabuły opisywać nie będę. Idźcie Państwo do teatru.
Nie polecam wcześniej oglądać filmowej adaptacji powieści z wielką rolą Roberta Redforda. Film akcentuje wątek romansowo-miłosny. Michała Zadara mówi zaś raczej o pieniądzach i o tym, że wszystko jest sztuczne, udawane, zmanipulowane. Nawet teatr. Proszę o więcej takiego udawania jak podczas sobotniej premiery...