Straż miejska w Bydgoszczy niemal codziennie odbiera zgłoszenia o pojawieniu się barszczu Sosnowskiego w kolejnych miejscach. Za marketem Media-Markt od strony Brdy w kierunku dworca PKS. Pomiędzy wiaduktami kolejowymi przy Unii Lubelskiej. Węzeł zachodni, przy stacji Orlenu. To tylko najnowsze zgłoszenia.
[break]
- Najpierw wysyłamy na miejsce naszych ludzi, żeby sprawdzili, czy to rzeczywiście barszcz, potem informujemy Bydgoskie Centrum Zarządzania Kryzysowego. Oni zlecają usunięcie roślin - wyjaśnia Jarosław Wolski z bydgoskiej straży miejskiej.
Wydział Zarządzania Kryzysowego Urzędu Miasta Bydgoszczy ma z barszczem ręce pełne roboty. - Zgłoszenia przekazujemy do wydziału gospodarki komunalnej i ochrony środowiska oraz Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Roślin i Nasiennictwa - mówi Robert Dobrosielski, wicedyrektor WZK UMB.
Pracownicy wydziału gospodarki komunalnej niszczą rośliny, ale zanim to zrobią, na miejsce udają się inspektorzy. - Często barszcz Sosnowskiego jest mylony z niegroźnym chwastem, jakim jest arcydzięgiel - twierdzi Dariusz Pliszka, zastępca szefa WIORiN w Bydgoszczy.
Jeśli to jednak barszcz, roślina jest zwalczana. Obecnie osiąga już pokaźne rozmiary, więc jedyną metodą są środki chwastobójcze, które niszczą układ korzeniowy. Małe rośliny najlepiej wykopać albo wykosić, żeby nie dopuścić do owocowania (barszcz jest rośliną dwuletnią). Zdarza się jednak, że operację trzeba powtórzyć za rok.
- Barszcz Sosnowskiego jest rośliną inwazyjną. Rozprzestrzenia się już od lat 70. Polski klimat bardzo mu odpowiada. Lubi tereny nad wodami - dodaje Dariusz Pliszka.
W okolicach Bydgoszczy barszcz można spotkać m.in. nad jeziorem w Borównie i Jeziorem Jezuickim.
Poparzenia powoduje zawarta w roślinie furanokumaryna. Skutki mogą być tragiczne. Niedawno w Siemianowicach Śląskich zmarła 67-letnia kobieta, która poparzyła się barszczem.