Kłopoty bydgoskiej komunikacji autobusowej rozpoczęły się z chwilą rozbudowy miasta o nowe osiedla w latach 60. ub. wieku, a szczególnie istotne okazały się, gdy coraz więcej ludzi zasiedlało nowe bloki na Błoniu, budowanym w latach 1963-70. Władze miasta zdawały sobie sprawę, czym to pachnie, jako że dojazd do tego osiedla na kilkanaście tysięcy ludzi mógł mieć miejsce wyłącznie autobusami w ciągu ul. Szubińskiej. Plany zbudowania trakcji tramwajowej na Błonie w latach 60. i 70. powstawały parokrotnie w postaci poprowadzenia odgałęzienia od ul. Nakielskiej. Z uwagi na koszty od tego projektu odstąpiono, a ówcześni planiści zapewnili włodarzy, że problem będzie można rozwiązać wzmożonymi kursami autobusów.
Tak zmieniło się miejsce po bydgoskiej Kaskadzie [zdjęcia]
Tylko tyłem, panie i panowie...
Jak się już wkrótce okazało, decyzja ta zafundowała mieszkańcom Błonia prawdziwy horror komunikacyjny. Cztery linie autobusowe dzienne i jedna w porach szczytu nie były w stanie sprostać potrzebom. Od wczesnych godzin porannych na przystankach na Błoniu ustawiały się długie kolejki. To był bydgoski fenomen, poza naszym miastem nieznany, któremu dziwili się wszyscy przyjezdni: ludzie ustawiali się karnie w długie ogonki i wchodzili pojedynczo do autobusu wyłącznie tylnym wejściem. Kiedy już nikt nie był w stanie się zmieścić, kierowca zamykał drzwi i ruszał, a stojący w kolejce karnie oczekiwali na następny pojazd. Niektórym dostanie się do środka zajmowało i pół godziny.
To był bydgoski fenomen, poza naszym miastem nieznany, któremu dziwili się wszyscy przyjezdni: ludzie ustawiali się karnie w długie ogonki i wchodzili pojedynczo do autobusu wyłącznie tylnym wejściem.
Narzekania na to, że autobusy jeżdżą stadami i wożą ludzi stłoczonych jak śledzie w beczce, były codziennością. Ponieważ nikt jeszcze nie wpadł na to, że można zaczynać pracę niekoniecznie zawsze o 7 rano, a lekcje szkole zawsze o 8, w godzinach od 5.30 właśnie do ósmej w środkach komunikacji miejskiej ścisk panował potworny.
Drugi szczyt
Nie było wówczas żadnych rozkładów jazdy, kartki na przystankach informowały jedynie o częstotliwości kursów w godzinach szczytu i poza nimi. Około godz. 15 sytuacja stawała się podobna do porannej, gdyż dziesiątki tysięcy bydgoszczan chciały niemal równocześnie przemieścić się w drugą stronę – z zakładu pracy do swojego mieszkania na nowym osiedlu. I sytuacja się powtarzała.
Narzekania na to, że autobusy jeżdżą stadami i wożą ludzi stłoczonych jak śledzie w beczce, były codziennością.
W pewnych okresach na obsługę linii autobusowych prowadzących na Błonie kierowano aż 45 procent całego posiadanego taboru autobusowego, a i tak było za mało. Popularne jelcze, zwanego ogórkami, przewidziane na 50 osób, musiały pomieścić około setki pasażerów, a stare, wysłużone sany były od nich znacznie mniejsze. Taboru regularnie brakowało, był on też zawodny i awaryjny, dlatego niekiedy jedna trzecia autobusów MZK nie wyjeżdżała na trasy. Pod koniec lat 70. pojawiły si na bydgoskich ulicach ładne, nowoczesne, ale mało pojemne berliety, I one pękały w szwach.
Bydgoszcz Główna - dawniej i dziś [zobacz zdjęcia]
Opony ważniejsze od przystanków
W 1980 roku, kiedy kryzys gospodarczy niemal paraliżował życie, wdrożono program oszczędnościowy. Dla ratowania taboru w dobie permanentnego braku części zamiennych i ogumienia zlikwidowano część linii oraz niektóre przystanki, co miało przedłużyć żywotność… opon.
W dni wolne od pracy autobusy z różnych dzielnic miasta, zamiast jechać normalną trasą, kursowały tylko z osiedli pozbawionych trakcji tramwajowej do… ronda Jagiellonów.
W 1981 roku wprowadzono rygorystyczny program oszczędnościowy. W dni wolne od pracy autobusy z różnych dzielnic miasta, zamiast jechać normalną trasą, kursowały tylko z osiedli pozbawionych trakcji tramwajowej do… ronda Jagiellonów. Tam, aby jechać dalej, trzeba było przesiadać się na tramwaj lub na inny autobus, kursujący do innego osiedla. Nazwano to „komunikacją gwiaździstą”. Na szczęście tego rodzaju utrudnienie przestało funkcjonować z wprowadzeniem stanu wojennego.
Ikarusy na ratunek
W latach 80. ub. wieku próbowano ponownie zbudować linię tramwajową na Błonie, tym razem prowadząc ją ul. Szubińską, na której po jej poszerzeniu pozostawiono szeroki pas pośrodku jezdni pod przyszłe tory tramwajowe. Ułożono już nawet na pewnym odcinku szyny, ale z projektu ostatecznie zrezygnowano. Tramwaju na Błonie nie ma do dziś. Sytuację pasażerów komunikacji miejskiej w Bydgoszczy znacząco poprawiły w tym samym okresie sprowadzone z Węgier ikarusy w wersji przegubowej. Pierwsze takie pojazdy skierowano, rzecz jasna, na Błonie… Jednocześnie ogromnym wyzwaniem okazało się obsłużenie właśnie budowanego kolejnego, największego w Bydgoszczy osiedla nazwanego nowym Fordonem. I tam również przed rozpoczęciem budowy, zbyt mało uwagi poświęcono przyszłym mieszkańcom, bezradnie wkrótce zmagających się z problemem dojazdu do pracy i szkoły.
