MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Upojne noce w dżungli starówki

Jarosław Reszka
Jarosław Reszka
Pan Ryszard ma siedemdziesiątkę i źle sypia. W jego wieku rzecz normalna, gdyby nie pewna okoliczność. Pan Ryszard źle sypia w wybrane noce - noce, podczas których w klubie „Egoist” jest dyskoteka.

Pan Ryszard ma siedemdziesiątkę i źle sypia. W jego wieku rzecz normalna, gdyby nie pewna okoliczność. Pan Ryszard źle sypia w wybrane noce - noce, podczas których w klubie „Egoist” jest dyskoteka.

<!** Image 2 align=none alt="Image 195448" sub="Koledzy ofiary nocy na Długiej nie wierzą, że to wypadek [Fot. Tymon Markowski]"><!** Image 1 align=left alt="http://www.nowosci.com.pl/img/glowki/reszka_jaroslaw_powazny.jpg" >Mimo siedemdziesiątki pan Ryszard nie jest cyfrowym analfabetą. Odwiedza mnie, trzymając w dłoni telefon z komórkowy, którym nagrał filmik z poprzedniej, czyli wtorkowej nocy. Oglądamy więc razem obrazy i słuchamy dźwięków z godziny pierwszej. Skrzyżowanie Gdańskiej, na której mieszka pan Ryszard, z Pomorską i Dworcową jest pustawe, natomiast w eterze wibrują dźwięki niczym z karnawału w Rio. Szczególnie atakuje ucho wysoki dźwięk jakiegoś instrumentu perkusyjnego. O dziwo, nie dobiega on z dyskoteki, lecz z jakiegoś zaułka, w którym upust gorącym emocjom daje tajemniczy bębniarz.<!** reklama>

Innym ważnym obiektem w komórkowym kadrze jest radiowóz, parkujący na początku Pomorskiej. Film tego już nie pokazuje, lecz pan Ryszard dopowiada, że parę minut później do radiowozu podeszli policjanci, których poprosił, by coś zrobili z odgłosami „z dżungli” - jak to nazywa. - Rozłożyli ręce i pojechali - skarży się mój rozmówca. Oficerowie dyżurni policji muszą dobrze znać pana Ryszarda, bo dzwoni do nich za każdym razem, gdy tam-tamy lub inne przeszkadzajki kradną mu sen. Czyli jak często? Pan Ryszard chwilę się zastanawia. - W tym roku może ze czterdzieści razy - odpowiada. Na telefonach do dyżurnych jego działania się nie kończą. W sądzie złożony jest pozew przeciwko szefom klubu „Egoist” i pan Ryszard ma nadzieję wystąpić na sali rozpraw jako oskarżyciel posiłkowy.

Pan Ryszard jest też osobnikiem dobrze znanym żurnalistom. Regularnie usiłuje ich werbować do krucjaty przeciw nocnym hałasom w środku miasta oraz urzędom i służbom, które najczęściej odmawiają zdecydowanej reakcji, tłumacząc, że na całym świecie centra dużych miast to miejsca gwarne do późnego wieczora. Pana Ryszarda to nie przekonuje, mnie zresztą też nie. Między gwarem i łomotem jest różnica. Nie wyobrażam sobie, by w Niemczech, w środku tygodnia ktoś bezkarnie mógł grać na perkusji pod oknami mieszkańców o pierwszej w nocy.

Problem pana Ryszarda w ostatnich dniach nabrał w Bydgoszczy nowego i groźnego kontekstu. Myślę o tragedii człowieka, którego w nocy znaleziono na Długiej i który niewiele później zmarł w szpitalu, nie odzyskawszy przytomności. Niektóre gazety, zapewne pod wpływem opowieści przyjaciół ofiary, uparły się pisać o niej per „Wojtek”, tak jakby to było dziecko. Nie, to nie było pijane dziecko we mgle starówki. Zmarły dobiegał czterdziestki, prowadził firmę. Owszem, wybrał się tego wieczora na zakrapiane spotkanie w pubie, lecz tuż przed tym, jak urwał się z nim kontakt, rozmawiał z żoną przez telefon i wcale nie sprawiał wrażenia kogoś, kto zaraz zasłabnie, osunie się na ulicę i rozpłata głowę o kostkę brukową.

Jaki widzę wspólny mianownik pomiędzy tajemniczą śmiercią na Długiej i sztubackimi popisami perkusisty pod oknem pana Ryszarda? Przede wszystkim taki, że topografia małych i dużych zdarzeń, zakłócających nocny spokój i porządek w centrum Bydgoszczy, jest mało skomplikowana. Dochodzi do nich z reguły pod modnymi klubami, pubami i restauracjami. Nie żyjemy w Nowym Jorku czy Londynie.

Takich miejsc na planie miasta jest maksimum kilkanaście, w dodatku skupionych w okolicy Starego Rynku oraz wzdłuż początkowego odcinka Gdańskiej. Jak zgodnie twierdzą urzędnicy, policja i Straż Miejska, jest to teren dobrze monitorowany przez kamery. Co jakiś czas jednak na tym wizerunku życie kreśli szpetne rysy. Wszyscy jeszcze pewnie pamiętają smutny koniec irlandzkiego kibica, który podczas Euro 2012 mocno wstawiony wyszedł z pubu na Rynku, by po paru dniach wypłynąć przy jazie na Wyspie Młyńskiej. Specjaliści od zabezpieczeń mocno namielili się wtedy ozorami nad tym, jak lepiej penetrować ten obszar i co też postawić na bulwarach, by ludzie nie wpadali do Brdy. Pomysły padały często księżycowe (np. pontony przy nabrzeżach), więc z góry można było założyć, że na spekulacjach szukanie rozwiązania się zakończy.

Skoro zatem zaawansowana technika okazuje się diabła warta, wróćmy lepiej do starych, sprawdzonych sposobów. Może pomogłaby zwykła budka na Starym Rynku czy przy placu Wolności, w której dyżurowałby policjant lub strażnik?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!