Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Uciemiężone?

Emilia Iwanciw
Beata zostawia swoje parujące danie i odchodzi z krzyczącymi dziećmi od stołu, by nie denerwować Jerzego. On przecież cały rok wypruwa sobie żyły, zasłużył na ten urlop, zapłacił, więc niech się naje chociaż.

Wakacje. Urlop. Mimochodem przyglądam się innym turystom. Obserwuję, podglądam. Niedaleko nas ona i on: Jerzy i Beata z Częstochowy, dwójka dzieci - kilkumiesięczny bobas i 3-letnia dziewczynka. Jerzy opalony. Codziennie sprawdza, czy już jest wystarczająco brązowy i czy biel szortów wciąż tak ładnie podkreśla opaleniznę. Wstaje rano zrelaksowany, podrapie się po udzie, usiądzie z tabletem na rozklekotanym leżaku. Moja znajoma śmieje się, że Jerzy to na pewno jeden z tych, którzy codziennie smarują się olejkiem i zachwycają rzeźbą swojego ciała przed lustrem. Z prawej, z lewej, z przodu, kaloryfer na swoim miejscu. „Ach! Przystojniak ze mnie!”. Myślę, że to prawdopodobna wizja, bo Jerzy kilka razy dziennie na długo znika w łazience. Szczególnie w chwilach, gdy córka marudzi, że nie ma się z kim bawić, że się nudzi i że jest za gorąco. Wtedy Beata wyciąga grę planszową, a Jerzy wraz ze swoją błękitną kosmetyczką znika.

Beata się nie lansuje jak Jerzy. Zgrzebna bawełniana sukienka, blada, szara, sauté i przy tym jakaś taka uciemiężona. Beata wstaje skoro świt, karmi bobasa, przewija, pędzi do sklepu po bułki, karmi starszą córkę, sprząta po śniadaniu, wynosi śmieci, wiesza pranie. Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo, bo Beata właściwie cały czas się krząta. Jerzy w tym czasie siedzi na leżaku, uroczym uśmiechem wita sąsiadki-wczasowiczki, jednocześnie prężąc mięśnie i zerkając, czy zauważyły, że jego opalenizna zyskała dziś piękny brzoskwiniowy odcień. Nie słyszałam zbyt wielu rozmów Beaty z Jerzym. Podejrzewam, że oni niewiele rozmawiają. To przecież oczywiste, jakie obowiązki do kogo należą, nie trzeba wcale o tym mówić. On codziennie wypruwa żyły w biurowcu i ma teraz czas na relaks. Ona cały czas tylko siedzi w domu. O czym tu mówić? Jerzy za bardzo nie wie, o czym, bo na co dzień rozprawia głównie o interesach. A co Beata, matka dzieciom, wie na ten temat? Podejrzewam, że Jerzy może tak myśleć w duchu, choć oczywiście nie jestem pewna. Raz na jakiś czas widzę, jak córka szarpie Jerzego za ramię: „Tata, pograj w badmintona”. Więc Jerzy po kilku takich szarpnięciach ze zbolałym wyrazem twarzy, wznosząc oczy ku niebu, bierze rakietki i w milczeniu odbija lotkę przez piętnaście minut, po czym wraca na leżak. Otwiera piwo i rozgląda się dookoła. Kiedy Jerzy siada do obiadu w restauracji, nie może zrozumieć, dlaczego te dzieci takie nieusłuchane i to właśnie wtedy, kiedy jego krewetki wjeżdżają na stół. Piszczą, kręcą się, nie dają zjeść w spokoju. Wtedy Beata zostawia swoje parujące danie i odchodzi z dziećmi od stołu, by nie denerwować Jerzego. Bo on przecież cały rok wypruwa sobie żyły, zasłużył na ten urlop, zapłacił, więc niech się naje chociaż.

Nie słyszałam ani razu kłótni, ani nawet ostrej wymiany zdań pomiędzy Jerzym a Beatą. Nie, żebym oczekiwała rzucania talerzami, ale chociaż jakaś tam malutka niezgodność, jakieś fuknięcie, delikatne trzaśnięcie drzwiami. A tam, jak widać, wszystko jest na swoim miejscu. Tylko jakiś taki smutek i szarość bije od Beaty, która ze stoickim spokojem, mechanicznie, wykonuje te codzienne czynności. A może tylko mi się zdaje? Może kiedy Beata i Jerzy zamykają drzwi swojego domku letniskowego, gruchają do siebie słodko? A może realizują swoje ukryte fantazje jak Mickey Rurke i Kim Basinger w „9 i ½ tygodnia”? I dlatego Beata wygląda zawsze na taką zmęczoną…

Nic nie wiem na pewno. To tylko wakacyjne obserwacje i domysły. Problem w tym, że po prawej, po lewej, na wprost i w drugiej alejce jest niemal dokładnie tak samo. Uciemiężone matki-dzieciom i ojcowie znudzeni, zniecierpliwieni tymi piskami, tym całym urlopem, z komórkami przy uszach i tabletem w dłoni. Pewni siebie byznesmeni i ich potulne pokojówki, opiekunki, animatorki, praczki. Obserwowałam tak mimochodem przez dwa tygodnie, licząc, że może tylko mi się zdaje. Mając cichą nadzieję, że zobaczę któregoś byznesmena z choćby workiem na śmieci, albo wycierającego dziecku umorusaną mordkę, wygłupiającego się z nim spontanicznie, wykradającego żonie namiętnego całusa ze szczypnięciem w pupę, gdy dzieci nie patrzą. Nic takiego jednak się nie wydarzyło. A może to przegapiłam? Nie powinnam była wyciągać wniosków, bo Beata może być przecież w głębi duszy szczęśliwa. A moje obserwacje to może być tylko taka wakacyjna, genderowa fatamorgana. Może dałam się po prostu ponieść swojej bujnej, feministycznej fantazji?

*Emilia Iwanciw

Redaktorka prowadząca „Miasta Kobiet”, dziennikarka, historyczka sztuki. Mama 11-latka.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!