https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Tykające serca

Małgorzata Chojnicka
Powoli zanika zegarmistrzowski fach, a do wizyty u zegarmistrza najczęściej skłania nas dziś nie naprawa zegarka, ale wymiana baterii lub paska.

Powoli zanika zegarmistrzowski fach, a do wizyty u zegarmistrza najczęściej skłania nas dziś nie naprawa zegarka, ale wymiana baterii lub paska.

<!** Image 2 align=right alt="Image 19043" >Z jednej strony nastała moda na tanie „jednorazowe” zegarki, które się wyrzuca, gdy przestają chodzić, a z drugiej na czasomierze elektroniczne - drogie, markowe i praktycznie bezawaryjne. W zapomnienie odchodzą stare zegary, które wybijały mniej lub bardziej szczęśliwe godziny i były przekazywane z pokolenia na pokolenie.

Rodzinna profesja

Dobrze, że są jeszcze ludzie, którzy ratują te cuda techniki – na targach staroci wyszukują potrzebne sprężynki i trybiki, albo sami dorabiają części, by znów usłyszeć tykanie wiekowego zegara. Do nich należy rodzina Kwiatkowskich z Lipna, w której dwóch braci poślubiło siostry bliźniaczki i wszyscy są zegarmistrzami. Połączyło ich nie tylko płomienne uczucie, ale też zamiłowanie do zegarów, zwłaszcza tych naznaczonych znakiem czasu. Zresztą, co tu dużo mówić, wszyscy po prostu kultywują tradycje rodzinne. W obu rodzinach dziadkowie, Stanisław Kwiatkowski i Józef Sewera, naprawiali i zbierali zegary, a swoją wielką pasję przekazali w linii prostej wnukom.

Czwórka na motocyklu

Wszystko zaczęło się od zabawy andrzejkowej, a niebawem, też w andrzejki, dwie młode pary stanęły na ślubnym kobiercu. Potem rozpoczęła się praca we wspólnym zakładzie, do którego czwórka młodych ludzi dojeżdżała jednym motocyklem.

Starsza siostra bliźniaczek jest również zegarmistrzem i u niej młode dziewczyny uczyły się trudnego zawodu, wymagającego precyzji i dokładności. I tak teraz jeden zakład zegarmistrzowski prowadzą Elżbieta i Edward, a drugi Maria i Ryszard. Wspominają, jak było ciężko z zakupem sprzętu do napraw, ile zachodu kosztowało zdobycie maszynki do zakładania szkiełek w zegarkach - tzw. „pająka”.

- Nie jest łatwo utrzymać się z usług zegarmistrzowskich, ale na brak klientów nie możemy narzekać - mówi Edward Kwiatkowski. - Naprawiamy dużo starych zegarów, nawet tych z antykwariatów. Zdarza się też, że starsi ludzie przynoszą nam swoje pamiątki rodzinne, aby sprawdzić, czy uda się je jeszcze ożywić – opowiada.

Ratują przed zniszczeniem

Jak mówią, do tego zawodu trzeba mieć zamiłowanie i być bardzo cierpliwym, a nade wszystko kochać zegary.

– Te stare są prawdziwymi cudami techniki, zdumiewają precyzją wykonania i trwałością materiału – mówi Ryszard Kwiatkowski. – One po prostu mają duszę. Od samego początku też je kolekcjonujemy, bo chcemy uchronić te przepiękne zegary przed zniszczeniem. Niektóre z nich mają nawet po dwieście lat i w dalszym ciągu są „na chodzie”.

<!** Image 3 align=left alt="Image 19044" >W kolekcji rodziny Kwiatkowskich najwięcej jest zegarów niemieckich i francuskich, chociaż nie brakuje też szwajcarskich. Dużo z nich powstało w fabryce Gustava Beckera oraz w zakładach Junghans w niemieckim Schrambergu. Są szafkowe, wiszące, kominkowe, kieszonkowe i budziki. Najważniejsze, że wszystkie zostały przez właścicieli własnoręcznie naprawione. Wypatrzono je na pchlich targach i u starszych osób, którym one czasami po prostu tylko „zagracały” strychy. Dumą kolekcji jest francuski zegar kominkowy pochodzący z końca XIX wieku oraz ponad stuletni niemiecki „chodzik”, który nie wybija godzin. Wyprodukowano ich niewiele i dlatego ten egzemplarz jest taki cenny.

Z wieloma okazami związane są ciekawe historie, które wspominane są przez lata. – Pamiętam, jak parę lat temu szedłem pieszo kilkanaście kilometrów w siarczysty mróz z zegarem na plecach, bo nie jechał autobus – mówi pan Edward.

Podziwiając kolekcję państwa Kwiatkowskich ma się wrażenie, że czas tam płynie zupełnie inaczej, może dlatego, że odmierza go tyle majestatycznych zegarów?

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski