https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Liczy się cierpliwość i precyzja

Marek Wojciekiewicz
Rozmowa z Witoldem Strehlau, zegarmistrzem i utalentowanym rzeźbiarzem w jednej osobie, który od ponad 40 lat naprawia zegarki mieszkańcom Świecia.

Rozmowa z Witoldem Strehlau, zegarmistrzem i utalentowanym rzeźbiarzem w jednej osobie, który od ponad 40 lat naprawia zegarki mieszkańcom Świecia.

<!** Image 2 align=right alt="Image 149368" sub="Po godzinach spędzonych w warsztacie, Witold Strehlau najchętniej odpoczywa z dłutem rzeźbiarskim w ręku / Fot. Marek Wojciekiewicz">Ponad pół wieku minęło od czasu kiedy ukończył Pan szkołę dającą prawo uprawiania tego zawodu. Jak Pan wspomina te czasy?

Mimo że to szmat czasu, pamiętam ten okres doskonale. Szkołę zegarmistrzowską ukończyłem w 1957 roku w Gdańsku, to była bardzo porządna szkoła. Narzędzia, które wtedy wykonałem w ramach zajęć warsztatowych, służą mi z powodzeniem do dnia dzisiejszego. Zegarmistrzowska ósemka do centrowania kółek zębatych, wyważarka, zestaw maleńkich młoteczków wykonane są ręcznie z wielką starannością. Samodzielne wykonanie tych narzędzi, to był bardzo dobry wstęp do nauki tego fachu. Zaraz po ukończeniu szkoły przez kilka lat pracowałem w Grudziądzu. W Świeciu mój warsztat funkcjonuje w tym samym miejscu już ponad 40 lat. Wyuczyło się w nim ośmiu uczniów, między innymi, mój syn, z którym teraz wspólnie pracujemy.

<!** reklama>Czy oprócz wiedzy fachowej do uprawiania tego zawodu niezbędne jest coś jeszcze?

Tak, potrzebne jest emocjonalne podejście do tego, co się robi. Każdy przyniesiony zegarek to dla mnie wyzwanie. Pieniądze są na dalszym planie. Często klient nawet się nie domyśla, ile godzin spędziłem przy jego czasomierzu. Ludzie przynoszą do naprawy zegarki różnych typów. Elektroniczne cyfrowe, kwarcowe wskazówkowe i coraz rzadziej mechaniczne. Te pierwsze na ogół wymagają tylko wymiany baterii lub regulacji. Jednak muszę umieć poradzić sobie również z tymi pozostałymi. Zarówno z malutkim szwajcarskim cackiem, jak i z ogromnym mechanizmem zegara wieżowego. Zegarki, w których przeprowadzam poważniejsze naprawy, opatruję maleńkimi napisami grawerskimi. Taki znak zawiera w sobie informacje kiedy naprawa była dokonywana. Stanowi też rodzaj gwarancji. Zdarza się, że rozpoznaję zegarki, które naprawiałem kilkanaście lat temu. Prawdziwą plagą są zegarki naprawione, które od kilku lat czekają na swoich właścicieli. W zakładzie mam ich kilkadziesiąt. Będą tu czekały do skutku. Tak jak zegarek pewnego świecianina, który na pięć lat trafił do więzienia. Kiedy po odsiadce pojawił się u mnie, wydałem mu jego czasomierz bez słowa komentarza.

Praca zegarmistrza to długie godziny żmudnej pracy spędzone z lupą w oku. Jak najchętniej wypoczywa Pan po tej ciężkiej pracy?

Kiedy tylko pogoda pozwala, jadę do Świętego, niedaleko Świecia na działkę. Tam zawsze jest coś do zrobienia. Moją pasją od lat jest rzeźba. Najchętniej pracuję w lipie, jednak to dość drogi materiał. Tym bardziej, że moje rzeźby mają często ponad dwa metry. Dlatego najczęściej stosuję popularną i tanią w naszym rejonie olchę. Kiedy jest jeszcze mokra nadaje się pod dłuto bardzo dobrze.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski