<!** Image 1 align=left alt="http://www.express.bydgoski.pl/img/glowki/zaluski_mariusz.jpg" >Często dopiero wtedy dostrzegamy, że coś jest z nami nie tak. Wtedy, kiedy ta kruchutka stabilizacja, którą sobie wypieściliśmy, trzaska z hukiem. I dopiero w sytuacji dla nas ekstremalnej mamy odwagę powiedzieć sobie prawdę. Tak jak bohaterowie „Strefy X”, przypowieści o zwykłych ludziach z potworami w tle.
„Strefa X” to jeden z tych filmów, które ciągle dostarczają nam zaskoczeń. Na początku zaskakuje nas sama formuła - niby wybraliśmy się na opowieść o kosmitach na Ziemi, niby film w oryginale nosi tytuł „Monsters”, czyli „Potwory”, a szybciutko orientujemy się, że trafiliśmy na zupełnie inne kino. Że ci kosmici, przez długi czas niewidoczni, to tylko katalizator pozwalający parze głównych bohaterów poznawać bliźnich, a przede wszystkim siebie. No a później? Kiedy ładne dziewczę i przystojny młodzian - których wiele dzieli - wędrują razem, to oczekujemy kolejnej banalnej historyjki. O tych, co najpierw do siebie nie pasują, a potem pielęgnują czule świeżutkie uczucie. I niby tutaj też się ono pojawia, ale zdecydowanie nie o romanse tu chodzi.
<!** reklama>Najmocniejsza strona tej opowieści to bowiem nastrojowy opis świata tymczasowego. Bo oglądamy ów świat w przededniu kryzysu. I widzimy, jak wszelkie ludzkie przywary: niefrasobliwość, nieodpowiedzialność, skłonność do korupcji kwitną w najlepsze. Ale widzimy też, jak ludzie próbują konstruować sobie małą stabilizację w kompletnie rozchybotanej rzeczywistości. I widzimy również - jako karykaturę - nasze dzisiejsze zachowania, choćby w stosunku do tych, których uważamy za obcych.
Ale żeby nie było tak dobrze - tania i nieco przaśna produkcja Edwardsa, stylizowana na dokument, ma też swoje mankamenty. Cała historia momentami trochę za nudziarsko się snuje i mimo wszystko od początku wpada w pułapkę przewidywalności.
Owa para bohaterów to córka magnata prasowego i fotoreporter, pracujący dla gazety ojca dziewczyny. Oboje przebywają obok specjalnej strefy, w którą zamieniono solidny kawał Meksyku. Parę lat temu rozbiła się tam sonda z próbkami pozaziemskich istot. No i istoty rozpleniły się w całej strefie, a do tego nie zamierzają na tym poprzestać. Nasza para musi przedostać się przez zamkniętą strefę do USA. Przy okazji musi też poradzić sobie z własnymi traumami. Ona zpoczuciem ubezwłasnowolnienia przez ojca, on - z relacjami z własnym synem.
„Strefa X” to kolejna produkcja, w której kosmici występują w roli wzmacniacza naszych ziemskich problemów. W świetnym „Dystrykcie 9” zamykano ich w bantustanie, w „Strefie X” izolujemy się od nich jak od niższej, ale agresywnej rasy, którą podglądamy trochę jak biologiczno-społeczną ciekawostkę. Z zadziwieniem odkrywając, że ci obcy wcale nie chcą być tacy, jakimi my chcemy ich oglądać. I w ogóle nie zamierzają wpasowywać się w nasze stereotypy.