Bo to Kamil Stoch gdzieś skakał i to nie przed punkt konstrukcyjny skoczni, ale na podium.
Ale z tego, co widać i słychać, to już prehistoria. Nasi mistrzowie olimpijscy zatracili swoją moc. Do Justyny, która już w ubiegłym sezonie miała duże problemy osobiste i załamanie sportowej formy, dołączył Kamil i jego koledzy. Nieudane loty na Kulm tylko ten kryzys potwierdziły.
A Arturowi Szpilce nie udało się przełamać nieudanej serii siedmiu walk Polaków o zawodowe mistrzostwo świata w wadze ciężkiej. Redaktor Andrzej Kostyra w Polsacie bił się w piersi nie mniej mocno niż Deontay Wilder rywala. „Znów się nie udało. Było tyle nadziei, sam je rozbudzałem. Chyba staję się śmieszny jak ten kultowy film”. I przywołał „Kevina samego w domu”.
Razem z Kostyrą znowu nabrało się wielu polskich kibiców. Ale ja przynajmniej się wyspałem, bo nocną walkę z Nowego Jorku obejrzałem z powtórki. I wcześniej nadziei sobie nie robiłem, bo wiem, że „White Power” jest mocno przereklamowane i bardziej z kategorii pobożnych życzeń.
Co innego piłkarze ręczni. Od piątku na Euro podnoszą ciśnienie kibicom na trybunach hali w Krakowie i tym przed telewizorami, ale chociaż zaczęli od wygranej. Gdyby nie to, miniony weekend można by uznać sportowo za przegrany. Jednak tydzień jest długi i zawsze można przegrać. I zawsze trzeba mieć siłę, żeby to obejrzeć. Bez uszczerbku na zdrowiu.