Seria wypadków na polskich budowach. Tylko we wrześniu i w październiku zginęły 22 osoby, a 50 zostało kalekami. Oficjalnie.
- Faktycznej skali zjawiska nie znamy. Budowlańcy mają obowiązek powiadamiać nas o wypadkach, ale często je ukrywają. Pracownicy pod groźbą utraty pracy zmuszani są do milczenia. Informacje mamy więc od policji, prokuratury i z własnych źródeł - mówi Sławomir Sakrajda, zastępca dyrektora Państwowej Inspekcji Pracy w Bydgoszczy.
<!** reklama left>Budowlany boom w kraju ma swoją tragiczną stronę. Głód fachowców powoduje, że do branży trafiają ludzie przypadkowi. Wielu pracuje na czarno. Większość - łamiąc najbardziej elementarne zasady bezpieczeństwa: bez kasków, bez jakichkolwiek zabezpieczeń na wysokościach. - Bez badań lekarskich i szkoleń BHP - uzupełnia inspektor Sakrajda. Lista grzechów jest dłuższa. Jesienią na pierwszy plan obok ignorancji wysuwa się pośpiech: trzeba zdążyć przed zimą.
W pierwszym półroczu br. liczba poszkodowanych w wypadkach w budownictwie wzrosła w Polsce o 25% w stosunku do analogicznego okresu w ub.r. O 75% zwiększyła się liczba poszkodowanych w wieku 20-29 lat. Do okręgowych inspektoratów zgłoszono 41 wypadków śmiertelnych, 70 z ciężkimi i 69 z lekkimi obrażeniami. Najtragiczniejsze jednak były ostatnie dwa miesiące: zmarły 22 osoby, a 50 zostało kalekami. Najczęściej (40% zdarzeń) do dramatu dochodzi przez upadek z wysokości. Przyczyny? Bynajmniej nie techniczne. 99% ma podłoże organizacyjne i ludzkie. Powtarzają się: brak nadzoru, tolerowanie odstępstw od przepisów BHP, brak szkoleń, dopuszczanie pracowników z przeciwskazaniami do wykonywania pracy lub bez badań lekarskich. Zdecydowana większość ofiar wypadków nie pracowała w budownictwie dłużej niż trzy lata.
Niebezpiecznie jest nawet na najbardziej prestiżowych budowach. Np. w Łysomicach, na budowie japońskiej fabryki Sharp, inspektorzy aż trzykrotnie wstrzymywali prace.
Czarna seria ostatnich miesięcy skłoniła głównego inspektora pracy w kraju do zarządzenia wzmożonych kontroli na budowach. Od dziś 70 inspektorów z Kujawsko-Pomorskiego rusza w teren.
- Chcemy skontrolować wszystkie budowy - zapowiada insp. Sakrajda.
Co grozi kierownikom budów i inwestorom? Grzywny („na miejscu” do tysiąca zł), wstrzymanie prac, wnioski do sądów grodzkich i kary do 50 tys. zł.
Od dziś inspektorzy koncentrują na placach budów. Zapowiadają, ze karać będą z pełną surowością.