Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia na UTP w Bydgoszczy. Trwa proces - zeznawał ojciec jednej z ofiar

Katarzyna Bogucka
Paweł Tomasik, ojciec Pauliny Tomasik, studentki Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy, jednej z trzech ofiar otrzęsin w 2015 roku. Mówił w piątek przed sądem o tym, jak rodzice dumni byli z córki, jak zdolną była studentką i wspaniałą przyjaciółką.
Paweł Tomasik, ojciec Pauliny Tomasik, studentki Uniwersytetu Technologiczno-Przyrodniczego w Bydgoszczy, jednej z trzech ofiar otrzęsin w 2015 roku. Mówił w piątek przed sądem o tym, jak rodzice dumni byli z córki, jak zdolną była studentką i wspaniałą przyjaciółką. Filp Kowalkowski
W sądzie w Bydgoszczy w piątek odbyła się druga rozprawa w sprawie tragedii na otrzęsinach UTP w 2015 r. Głos ma Paweł Tomasik, ojciec jednej z ofiar, Pauliny. Ciężko go słuchać..

Noc i poranek z 14 na 15 października 2015 r. były dla Pawła Tomasika, rolnika z Serocka, czasem złych przeczuć i znaków.

- Obudziłem się o trzeciej nad ranem. Wydawało mi się, że słyszę huk - zeznawał przed sądem tata jednej z trzech śmiertelnych ofiar dramatycznej imprezy, Pauliny Tomasik. Następnego dnia pan Tomasik jechał na badania lekarskie. Zadzwonił krewny z Anglii, potwornie zdenerwowany, mówił coś o Paulinie, że był wypadek na UTP, że chyba nie jest z nią najlepiej. - W kolejnym telefonie usłyszałem, że większość poszkodowanych zawieźli do szpitala Jurasza. Pojechaliśmy z żoną, ale powoli. Byłem zmieszany, niemal nieprzytomny. W szpitalu, na schodach, nagle uderzyła mnie myśl, jakieś straszliwe przeczucie, że nasze dziecko nie żyje, że Paulina zginęła...

UTP uroczystość upamiętniająca śmierć studentówPomnik pamięci studentów na UTP

Rok po tragedii na UTP w Bydgoszczy

Proces w sprawie tragedii na UTP w Bydgoszczy

Państwo Tomasikowie weszli do gabinetu lekarskiego. Poproszono ich o obejrzenie zdjęć ofiar. Na fotografii ujrzeli ciało ukochanej córki. Zadusił ją napierający tłum.

Obudziłem się o trzeciej nad ranem. Wydawało mi się, że słyszę huk

- Żona zemdlała i przez trzy godziny nie było z nią kontaktu - mówi poruszony Paweł Tomasik. - Pielęgniarki i lekarze płakali, gdy na wózku inwalidzkim jechałem do prosektorium. Ja nie byłem w stanie iść tam o własnych siłach. A chciałem tam być. Miałem z córką wspaniałą relację, fantastyczną. I uważałem, że jestem psychicznie silny. Przypomniałem też wtedy sobie tę ciężką noc, i pomyślałem, że być może o tej trzeciej godzinie moje dziecko umierało...

Przeczytaj:

Bydgoszcz. Trucizny spływają z terenu byłego Zachemu. Co ze składowiskiem odpadów Zielona?

Tragedia na UTP. Jak zachowały się władze uczelni?

Kolejne trzy miesiące to dla rodziny Tomasików gehenna. Żona na długo wycofuje się z życia. Uczelnia nie jest w stanie czy nie potrafi ukoić pogrążonych w żałobie ludzi. Rodziny oczekują wsparcia, konkretnej pomocy, wyjaśnień, przeprosin. Tak po ludzku...

Na ławie oskarżonych zasiadają: prof. Janusz P., wówczas prorektor ds. dydaktycznych i studenckich, były rektor prof. Antoni B., Ewa Ż., przedstawicielka samorządu studenckiego, i Andrzej Z., szef ochrony.

Czytaj dalej:

Tragedia na UTP. Na wokandzie głośna rozpacz rodzin i głuche milczenie władz

Pamiętne otrzęsiny odbyły się w nocy z 14 na 15 października 2015 roku. Zator w łączniku dwóch uczelnianych budynków (bawiło się 800 studentów) spowodował lawinę tragicznych, niekontrolowanych przez nikogo, zdarzeń. Troje zaduszonych przez uciekający tłum osób - studentki w wieku 24 i 20 lat oraz 19-letni student - zmarło. Z aktu oskarżenia wynika, że przyczyna śmierci całej trójki była taka sama - niedotlenienie spowodowane uciskiem na klatkę piersiową. Tak zginęła m.in. Paulina Tomasik, której ojciec, Paweł Tomasik, zeznawał przed bydgoskim sądem.

Po wypadku podczas otrzęsin na UTP w Bydgoszczy. Nie umieli pomóc...

Jednym z wątków, który poruszył, było zachowanie przedstawicieli uczelni tuż po tragedii. - Nie było telefonu z uczelni z wieścią o wypadku. Nie było też konkretnej propozycji pomocy. Do spotkania z rektorem doszło dopiero wtedy, gdy przyszedłem do akademika, w którym mieszkała córka, żeby zabrać jej rzeczy. Przyjechała telewizja, nie mogła dostać się do środka, zrobiło się zamieszanie. Zastępca rektora poprosił mnie wtedy do gabinetu rektora. Była tam także ówczesna minister edukacji. Zapadła decyzja, że państwo spłaci córki studencki kredyt. Udało się to załatwić w ciągu doby. Ze strony uczelni nie było jednak żadnej propozycji zadośćuczynienia - mówi Paweł Tomasik, ale potwierdza, że rektor pojawił się na pogrzebie i że rodzice otrzymali list kondolencyjny, ale tego listu pan Tomasik nie pamięta. Nie zapomni za to, że po śmierci córki, kiedy żona przeżywała kilkumiesięczne załamanie nerwowe, sprawdzili się, jako oddani przyjaciele, koledzy ze wsi. - Nie bylem w stanie prowadzić samochodu, a czekało mnóstwo spraw do załatwienia: urzędowe, pogrzebowe. Zawsze miałem do dyspozycji kierowcę...

Przeczytaj:

- Szczekaj! - rozkazywał, każąc jej włazić pod stół i udawać psa. Rachunek za lata koszmaru

Tragedia na UTP. Kto odpowiada?

Za śmiertelny ścisk na otrzęsinach z 2015 r. nikt nie chce wziąć odpowiedzialności. Oskarżeni to: prof. Janusz P., wówczas prorektor ds. dydaktycznych i studenckich, były rektor prof. Antoni B., Andrzej Ż., szef ochrony, i Ewa Ż. przewodnicząca samorządu studenckiego, który to tzw. Start Party organizował. Tylko ona zdecydowała się składać przed sądem wyjaśnienia.

- Były opory, żeby zorganizować imprezę w innych, odnowionych pomieszczeniach. Powód? Zarzuty, że podczas jednych z wcześniejszych otrzęsin, studenci zachlapali piwem nawet sufity - tłumaczyła przed sądem, dlaczego ustawiano barierki i uniemożliwiono korzystanie z drugiej z toalet. - Było 10 newralgicznych miejsc, do których studenci nie mogli wchodzić - zeznawała przewodnicząca. Jest pewna, że władze wiedziały, ilu uczestników pojawi się na imprezie, bo organizowano ją od kilkunastu lat. Zwykle było to 1,2 tys. studentów. - Czy kiedykolwiek podczas spotkań z władzami uczelni padła informacja, że jest to impreza masowa? - dopytywał sędzia Krzysztof Dadełło. - Nigdy - zapewniła Ewa Ż. Dodała, że imprezę organizowała idąc śladem poprzednich samorządów: ta sama firma ochroniarska, medycy, te same płotki z Zarządu Dróg Miejskich i Komunikacji. - Jedynym odstępstwem było to, że usunęliśmy z pomieszczeń szklane elementy. Oskarżona twierdzi, że przywitała przed imprezą 14 ochroniarzy. Na otrzęsinach widziała 8. Sąd zwrócił na to uwagę. Pytał też Ewę Ż. o jej widzę na temat przepisowej liczby ochroniarzy, która powinna przepisowo przypadać na liczbę imprezowiczów. - To nie była moja ocena, ale kanclerza uczelni. Nie znałam się na tym - mówiła. - Skoro tak, to do kogo pani się zwróciła? - dociekał sąd. - Do kanclerza, bo to jego osobę władze uczelni mi wskazały...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!