[break]
8 czerwca 1946 roku chłopiec zakradł się do ogródka sąsiadów - rodziny W., mieszczącego się przy domu przy ul. Nakielskiej w pobliżu starego kanału. Skusiły go rosnące tam dorodne truskawki. Na procederze tym nakryła go Antonina W. Ponieważ nie była to pierwsza tego rodzaju wizyta, kobieta wszczęła głośny raban.
Amputacja konieczna
Na odgłosy z krzyków, syn Antoniny, Tomasz, który posiadał w domu służbową broń, sięgnął po karabin i wybiegł z nim z domu. Zauważył uciekającego znanego mu chłopca. Tomasz bez namysłu odbezpieczył karabin i strzelił w kierunku dziecka. Trafił. Tadzio upadł, głośno krzycząc.
Odgłosy te zaalarmowały sąsiadów, którzy pospieszyli na ratunek. Jak się okazało, kula trafiła chłopca w nogę tak nieszczęśliwie, że pogruchotała kość. Powszechne wzburzenie wywołała postawa Antoniny W., która głośno mówiła, że „dobrze się złodziejowi stało”.
Wezwane pogotowie zabrało dziecko do szpitala, gdzie orzeczono konieczność natychmiastowej amputacji postrzelonej kończyny.Zdarzenie trafiło pod lupę milicji i prokuratury. Nieco ponad dwa miesiące później, 12 września, Tomasz W. stanął przed bydgoskim sądem, oskarżony o umyślne spowodowanie ciężkiego uszkodzenia ciała Tadzia. Na ławie oskarżonych zasiadła również Antonina W., której zarzucono nieudzielenie chłopcu pomocy. Licznie zgromadzona publiczność z wielkim współczuciem obserwowała poszkodowanego chłopca, który na salę wszedł o kulach.
Tomasz W. bronił się, twierdząc, że nie strzelał do dziecka, tylko na postrach. Według niego, przypadek zrządził, że kula odbiła się od znajdującego się tuż za ogrodem słupa podtrzymującego linię wysokiego napięcia i rykoszetem ugodziła chłopca.
Przeprowadzono w tej sytuacji wizję lokalną, która nie potwierdziła tej wersji. Na słupie nie było widać najmniejszego śladu od kuli. Ponadto z miejsca, z którego Tomasz W. oddał strzał, w ogóle nie było widać słupa. Niefortunny strzelec począł więc twierdzić, że kula... odbiła się od ziemi, ale tą wersją sąd się nawet nie zainteresował.
Po powrocie na sądową salę proces toczył się dalej, ale ze zrozumiałych względów przeciągnął się do późnego wieczora. Ostatecznie sąd przyjął, że reakcja Tomasza W. była niewspółmierna do winy chłopca i że jest on odpowiedzialny za ciężkie zranienie Tadzia i jego kalectwo.
Sąd wygwizdany
Po naradzie sąd skazał Tomasza W. na 3 lata pobytu w więzieniu. Antoninę W. sąd natomiast uniewinnił, ale tylko z tej racji, że w pobliżu miejsca zdarzenia znalazły się również inne osoby, które natychmiast zatroszczyły się o rannego.
Wyrok, jako zdecydowanie zbyt niski i za łagodny, został przyjęty nieprzychylnie przez nieliczną publiczność, która pozostała na sali do końca rozprawy. Wychodzących z sali sędziów żegnały gwizdy.