Od kilku miesięcy mieszkańcy bloku przy ulicy Konopnej w Bydgoszczy walczą z uciążliwymi lokatorkami.
<!** Image 2 align=left alt="Image 13624" >- Nocne orgie, libacje, budzenie domofonem przez odwiedzających panie mężczyzn - wyliczają. W końcu zawiadomili prokuraturę.
- Mamy dosyć takiego sąsiedztwa - mówi jedna z sąsiadek działającej na parterze agencji towarzyskiej. - Panie mają sporo klientów, a my przez nich więcej siwych włosów na głowie - dodaje inna lokatorka, prosząc o zachowanie anonimowości. - Czasem mężczyźni stoją na klatce, bo taka kolejka. Palą papierosy, piją. Cały przekrój: od panów w garniturach, po łysych w skórach. Ostatnio jeden wymachiwał przed klatką nożem. My i nasze dzieci chcemy spokoju i poczucia bezpieczeństwa - mówi inny mieszkaniec bloku przy ul. Konopnej.
Mieszkańcy próbowali pozbyć się uciążliwego sąsiedztwa wszelkimi sposobami.
Nie pomogła interwencji w spółdzielni, która wcześniej wydała zgodę na zmianę lokalu mieszkalnego w lokal użytkowy. - Jestem przeciwnikiem tego typu przybytków i nigdy nie wydałbym zgody na taką działalność. Udałem się pod wskazany adres i nie stwierdziłem sytuacji, o jakich mówią mieszkańcy. Oczywiście, nie oznacza to, że ci ludzie nie mają racji. Ale my zrobiliśmy wszystko w tej sprawie. Rozmawialiśmy z właścicielem lokalu. Mówi, że wynajął je studentkom. Poprosiliśmy o pomoc służby porządkowe, które monitorują sytuację - tłumaczy Andrzej Adamski, prezes Spółdzielni Mieszkaniowej „Jedność”.
Bezsilna jest także straż miejska, która przedwczoraj, po zgłoszeniu jednego z mieszkańców o zakłócanej ciszy nocnej, „rozpytywała” mieszkańców. - Kiedy okazało się, że wszystkie wypowiedzi wymagają potwierdzenia, okazało się, że nikt nie miał uwag, dotyczących pań - poinformował Jarosław Wolski ze Straży Miejskiej w Bydgoszczy.
Mieszkający w tej samej klatce bydgoski radny Zbysław Patyk: - Początkowo tłumaczono, że w lokalu mieszkają studentki, które są często odwiedzane przez kolegów ze studiów. Ale studenci nie mają przecież po 30, 40 lat - irytuje się radny.
Kilka dni temu rozgoryczeni mieszkańcy skierowali do prokuratury pismo, w którym czytamy: „Jest rzeczą niewiarygodną, że w państwie prawa i sprawiedliwości spokojni obywatele są zastraszani przez element przestępczy i nie ma instytucji, która chciałaby im udzielić pomocy. Mieszkańcy.”
Leon Bojarski, szef Prokuratury Bydgoszcz-Południe, mówi, że prokuratura może nadać bieg sprawie zgłoszonej anonimowo, ale byłoby lepiej, gdyby mieszkańcy wystąpili z oficjalną notą.
- Nie zostawimy tak tej sprawy. W styczniu wyślemy oficjalne pismo do prokuratury z podpisami lokatorów - zapowiedział radny.
Wczoraj wielokrotnie dzwoniliśmy i pukaliśmy do drzwi „studentek”. Mimo że były w domu, nie otworzyły nam.