Przypomnijmy, że Gollob uległ wypadkowi w 2017 roku podczas zawodów motocrossowych w Chełmnie. Miał uszkodzony rdzeń kręgowy, stłuczone płuca. Do dziś jest przykuty do wózka inwalidzkiego, a do tego jego zmorą są bóle spastyczne i częste infekcje, przeszkadzające w realizacji zaplanowanych operacji. Ostatnio jednak doszło do małych zmian.
- Za mną operacja, którą wykonał profesor Harat - powiedział nasz mistrz świata. - Dała mi ona troszeczkę ulgi w codziennym bólu. Natomiast przede mną jeszcze, z pewnością, dużo pracy i wiele operacji, by dojść do stanu, który zapewni mi niezłe samopoczucie. Obecny stan, w którym się znajduję, nie jest wymarzony. Jeszcze długą drogę muszę pokonać.
Jakiś czas temu media pisały, że planowana jest operacja Golloba w Stanach Zjednoczonych.
- Jeszcze chwilę musimy się z tym wyjazdem wstrzymać - dodał jednak bydgoszczanin w wywiadzie dla „Po Bandzie”. - Czekamy aż upłynie stosowny czas od ostatnich operacji, bo tak naprawdę przeszedłem je ostatnio dwie, o czym mało kto wie. Jedna była przed świętami Bożego Narodzenia, druga zaledwie dwa tygodnie temu z niewielkim okładem.
Jak wygląda przeciętny dzień Golloba?
- Cały czas jestem, mimo niepełnosprawności, w pędzie, nazwijmy to, rehabilitacyjnym czy pędzie związanym z innymi sprawami dnia codziennego. Są okresy, gdy cały czas jestem w trybie pracy nad swoim lepszym samopoczuciem. Obecnie 90 procent mojego czasu stanowi rehabilitacja. Są spotkania z lekarzami i każdy dzień mojego życia jest zaplanowany.
Gollob przeżył w życiu mnóstwo wypadków. Na torze najgroźniejsze były te z finału Złotego Kasku we Wrocławiu w 1999 roku oraz zawodów GP w Sztokholmie (2013). Miał też wypadek samochodowy oraz katastrofę lotniczą, gdy w 2007 roku lecąc na mecz w Tarnowie awionetką pilotowaną przez jego ojca Władysława wylądował na drzewie.
