https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Ta zbrodnia wyjątkowo poruszyła mieszkańców Bydgoszczy. Jak każda, której ofiarą pada kilkuletnie dziecko

Krzysztof Błażejewski
123rf
Po wyjściu z więzienia zamieszkał u kobiety z trójką dzieci. Doczekał się z nią dwojga kolejnych. Potem robił wszystko, aby tylko one pozostały w domu. Zmusił konkubinę, by swoje starsze córki oddała do domu dziecka, a jej synka tak długo bił, aż zabił.

[break]
W 1987 roku Henryk W. opuścił mury więzienne po odsiedzeniu czwartego już w swoim krótkim jeszcze życiu (miał wówczas 28 lat) wyroku za kolejną kradzież. Po odzyskaniu wolności nie wrócił jednak tym razem do swojego rodzinnego miasta, Inowrocławia, ale udał się do Bydgoszczy, do Marleny. Adres kobiety dostał od swojego kolegi z celi, który mówił, że tam zawsze będzie można znaleźć wygodną „metę”.

Wyrzuć je z domu !

Henryk u Marleny zatrzymać się miał tylko na krótki czas, ale spodobało mu się mieszkanie u kobiety, podobnie jak i ona sama. Zaczęli wspólne życie. Po mniej więcej roku przyszło na świat pierwsze ich dziecko - syn. Rok później na świat przybył kolejny potomek płci męskiej. W dwupokojowym mieszkaniu, znajdującym się w suterynie w oficynie kamienicy w centrum Bydgoszczy, zrobiło się ciasno, bowiem razem z Marleną mieszkała jeszcze jej trójka starszych dzieci - dwie córki w wieku 10 i 12 lat oraz 3-letni syn. Utrzymanie tak licznej rodziny było niezwykle trudne, choć Marlena i Henryk w różny sposób zdobywali pieniądze, starając się o różnego rodzaju zasiłki i zapomogi, a także wyciągając pieniądze od naiwnych na ulicy. Znaczne sumy pochłaniały jednak zakupy alkoholu, od którego obydwoje nie stronili.

Kiedy Henryk W., leczący się od dłuższego czasu w przychodni psychiatrycznej, otrzymał rentę chorobową, zaczął namawiać kobietę, by córki oddała do domu dziecka. Marlena dała się przekonać i - ponieważ pozbycie się dzieci z domu wcale nie okazało się proste - odmówiła córkom zajmowania się nimi. Dziewczynki nie dostawały jeść, nie miały gdzie spać, ani w co się ubrać, przestały chodzić do szkoły, więc w końcu z ulgą wszyscy przyjęli decyzję kuratora o skierowaniu córek do domu dziecka.

Bił aż do skutku

To jednak nie załatwiło jeszcze sprawy do końca po myśli Henryka W. Przeszkadzał mu jeszcze najstarszy z synów Marleny, który również nie był jego dzieckiem. Traktował go zatem jak najgorzej. Do swojej konkubiny stale zgłaszał pretensje, że właśnie tamtego synka wyróżnia i hołubi. Awantury o czterolatka w 1989 roku stały się codziennością.

Marlena otrzymała wówczas na wiosnę propozycję podjęcia pracy dorywczej u ogrodnika. Przyjęła ją. Od tej pory w godzinach porannych chłopcami zajmował się Henryk. Jak się później okazało, nie swojego syna bił praktycznie codziennie.

24 kwietnia tamtego roku jednak grubo przesadził. Kiedy Marlena wróciła z pracy, chłopczyk leżał na łóżku słaby i zsiniały. Kobieta zawiadomiła pogotowie, które zabrało chłopczyka do szpitala. Było jednak już za późno, dziecko zmarło jeszcze w karetce.

Jak wykazała sekcja zwłok, zmarło na skutek odniesionych licznych i ciężkich obrażeń wewnętrznych. Przyczyną bezpośrednią, jak orzeczono, było wykrwawienie wewnętrzne na skutek rozległego rozerwania wątroby.

W styczniu 1990 roku Henryk W., który wcześniej został poddany długotrwałej obserwacji psychiatrycznej, stanął przed Sądem Okręgowym w Bydgoszczy.

Na 12 lat za kraty

Biegli stwierdzili u oskarżonego charakteropatię i zespół zależności alkoholowej, a także obniżoną zdolność rozumienia swojego czynu i kierowania swoim postępowaniem. Jako okoliczność łagodzącą przyjęto, że działał bez zamiaru zabójstwa i dlatego został skazany na karę 12 lat pozbawienia wolności.

Podczas procesu, który miał przygnębiający i ponury przebieg, sala ożywiła się tylko raz. Wtedy, gdy Marlena, zeznająca jako świadek, oznajmiła: „Szkoda, że już u mnie nie mieszka. Bym go teraz nożem zap...”

PS Wszystkie imiona i inicjały zostały zmienione.

Komentarze 1

Komentowanie zostało tymczasowo wyłączone.

Podaj powód zgłoszenia

c
cezar
kto sie wiaze z bydlem po odsiadkach?
Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski