Historia haftu sutaszowego wywodzi się z XIV-wiecznej Francji. Z kolei za kolebkę sznurka do sutaszu uznaje się starożytne Chiny. Haft, nieco zapomniany w XIX i XX wieku, od kilkunastu lat wraca do łask, a zainteresowanych tą metodą zarówno twórców, jak i odbiorców – miłośników niebanalnej biżuterii – nie brakuje.
- Pierwszą próbę z sutaszem podjęłam dwa lata temu, ale wtedy stwierdziłam, że to nie dla mnie. Myślę, że w jakiś sposób się wypaliłam. Ale po jakimś czasie zaczęło mi brakować rękodzieła, więc poprosiłam moją przyjaciółkę i nauczycielkę Bognę, żeby jeszcze raz pokazała mi tę metodę – opowiada pani Roksana. – I nie wiem, co się stało, ale nagle ten sutasz zaczął mi wychodzić. Teraz szycie biżuterii jest moją największą pasją.
Jak wspomina, już od dziecka czuła w sobie duszę artysty. Interesowała się florystyką i fryzjerstwem, czym zajmowała się zawodowo przez siedem lat. Później założyła rodzinę, a z uwagi na komplikacje ciąży była zmuszona zamknąć działalność.
- W tamtym czasie poświęciłam się ciąży, dziecku… I moje życie potoczyło się tak, że do zawodu już nigdy nie wróciłam. Moją pasją rękodzieło stało się tak naprawdę, kiedy urodziłam córkę. W ciągu ostatnich ośmiu lat spotkałam wielu ludzi, którzy dali mi dobrą życiową lekcję i pokazali, czym jest prawdziwa przyjaźń. Dzięki temu znów odnalazłam sens w tym, co robię.
Serce sutaszu i omega jak "myszka Disneya"
W ostatnich latach bydgoszczanka podejmowała różne prace, obecnie zajmuje się utrzymaniem czystości w jednej z bydgoskich firm. A po godzinach pracy zajmuje się rozwijaniem swojej pasji, która ją relaksuje i pozwala spełniać się artystycznie.
Naukę sutaszu pani Roksana rozpoczęła w październiku ubiegłego roku. Zaczęło się od kolczyków, które prezentowała na jarmarkach i dożynkach (w ostatnim czasie m.in. podczas Święta Śliwki w Strzelcach Dolnych).
Jak wyjaśnia nasza rozmówczyni, sercem biżuterii sutasz jest kaboszon, czyli kamień o gładkiej, wypolerowanej powierzchni. Z kolei podstawą haftu jest kształt omegi. Wszelkie dalsze prace – to efekt zamysłu twórcy.
Kaboszon – tłumaczy pani Roksana – przymocowuje się do filcu sztywnego. Następnie wybiera się sznurki (przeważnie trzy). Praca jest szyta ręcznie igłą i delikatną żyłką. Następnie do całości dopasowuje się różnego rodzaju koraliki typu toho. Jest to praca wymagająca wiele cierpliwości i precyzji oraz czasu.
- Pamiętam, że omegę ćwiczyłam dobre dwa miesiące. Wydaje się to łatwe, ale takie nie jest. Moje omegi na początku wyglądały jak Myszka Miki, więc miałyśmy z tego sporo zabawy. Kiedy wysyłałam do Bogny zdjęcie, odsyłała mi takie z mnóstwem pozaznaczanych kółeczek w miejscach, w których trzeba było coś poprawić – wspomina bydgoszczanka. – Bogna jest bardzo bliska memu sercu i jestem jej bardzo wdzięczna, że tak mnie wyszkoliła przez te dwa miesiące. I choć czasem miałam ochotę to odłożyć, zawzięłam się, bo postanowiłam sobie, że w końcu się tego nauczę. A dzisiaj takie są efekty mojej pracy.
Pani Roksana Piliponis swoje projekty najczęściej przechowuje w głowie, gdyż – jak mówi – rysunek nigdy nie był jej mocną stroną.
- Kupuję kaboszony, wyciągam z pudełeczka, układam i tak sobie dobieram. Ne ukrywam, że bardzo wspiera mnie moja rodzina, córka. Zawsze, kiedy coś nie do końca mi pasuje, wołam Wiktorię, a ona jest szczera w swoich osądach i zawsze sugeruje, co można by poprawić.
Prawdziwa magia zaczyna się po pracy
Na co dzień, kiedy bydgoszczanka po pracy przyjeżdża do domu, najpierw przygotowuje szybki obiad, a później, jeśli nie jest bardzo zmęczona, siada i po prostu tworzy. A kiedy w tygodniu ma „lenia”, zajmuje się tym w weekendy.
- Najbardziej uwielbiam soboty i niedzielę. To jest zawsze wyczekiwany przeze mnie czas – przeważnie wstają wtedy o godz. 4 nad ranem, robię sobie kawę, zapalam papierosa, siadam, odpalam lampkę i zaczyna się moja – jak ja to mówię – magia. Czyli szycie sutaszu – dodaje bydgoszczanka.
Przyznaje, że praca nad tworzeniem metodą haftu sutaszowego jest bardzo pracochłonna. Wyszywanie jednego modelu biżuterii może trwać od kilku godzin do nawet kilku dni.
- Przede wszystkim jestem bardzo pedantyczna. U mnie każdy sznureczek musi być ułożony równiutko, wygłaskany, wyprostowany. Tak, żeby ta praca prezentowała się wyjątkowo i widać było, że była robiona z sercem – bo w tym naprawdę nie chodzi o ilość, ale właśnie o jakość – zaznacza pani Roksana.
Dodaje, że przyszłości chciałaby pracować sama dla siebie – żeby pokazać się światu, tworząc biżuterię i aby przekonać, że może być ona używana tak samo na specjalne okazje, jak i na co dzień.
- Bardzo mi się podoba w tej metodzie to, że pozwala na różnego rodzaju kombinacje już w trakcie tworzenia. Ta dowolność sprawia, że każda praca jest zupełnie inna, niepowtarzalna – podkreśla bydgoszczanka.
Prace pani Roksany można obejrzeć na profilu „Soutache Roksana” na portalach Facebook i Instagram. Na żywo zaś będzie można je zobaczyć podczas targów w przyszłym roku w Bydgoszczy. Szczegóły wkrótce w mediach społecznościowych bydgoskiej artystki.
