https://expressbydgoski.pl
reklama
MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Szybciej niż krople deszczu

Justyna Król
Gdy dzień jest słoneczny, skoczek zbliżający się w kierunku chmury może zobaczyć na niej swój cień. Miłośnicy spadochroniarstwa zgodnie twierdzą, że daje im ono poczucie wolności.

Gdy dzień jest słoneczny, skoczek zbliżający się w kierunku chmury może zobaczyć na niej swój cień. Miłośnicy spadochroniarstwa zgodnie twierdzą, że daje im ono poczucie wolności.

<!** Image 2 align=right alt="Image 54552" sub="Takie podniebne „układy taneczne” wymagają od skoczków sporych umiejętności i doświadczenia">Marek Ruszczak skokami spadochronowymi zajmuje się od 12 lat.

- Zaczynałem w Aeroklubie Bydgoskim. Już jako dziecko, jak większość chłopców z bydgoskich Wyżyn, podziwiałem skoki spadochronowe, które co jakiś czas odbywały się na stadionie „Chemika”. Jednak własnych sił w tym sporcie spróbowałem dopiero, gdy skończyłem edukację. Pierwszy raz skoczyłem w 1995 roku i pokochałem to - opowiada Marcin Ruszczak. - Mój tata pracował w wojsku i sam też miał okazję skakać ze spadochronem, dlatego rodzice nie mieli żadnych obiekcji, abym zaczął uprawiać ten sport. Rozwijałem więc swoje umiejętności, skacząc jak najczęściej, z coraz większych wysokości i zwiększając tempo lotu. Trudno opisać, co się czuje podczas skoku. Każdy jest na swój sposób wyjątkowy. Spadochroniarstwo to jest sport dla każdego. Odpręża, a także motywuje do dalszych działań. Można nawet powiedzieć, że działa jak pigułka napędowa. Nie zgodziłbym się jednak, że to aż tak ekstremalne zajęcie. Dzięki dzisiejszej technice, możemy być pewni, że przestrzegając zasad, nie narażamy życia. Niebezpieczeństwo pojawia się tylko wtedy, gdy mamy do czynienia z brawurą, ale tak samo jest z jazdą samochodem, rowerem itd. Skoki spadochronowe dają ogromne poczucie wolności i swobody. Poza tym przy dobrych warunkach atmosferycznych można podziwiać naprawdę niesamowite widoki.

Pasja dzielona rodzinnie

- Z góry fantastycznie widać toruńskie mosty i Wisłę - opowiada Dawid Brzozowski z Aeroklubu Pomorskiego. - Trenuję od dwóch lat. Mam na koncie 90 skoków i wkrótce będę zdawał egzamin, by uzyskać świadectwo kwalifikacji. Chcę je zdobyć, bo wtedy będę mógł skakać także poza lotniskiem. Najbardziej marzy mi się skok nad morzem i jeśli tylko uzyskam stosowne dokumenty, to na pewno to zrobię.

<!** reklama left>Pan Marcin sam założył firmę szkolącą przyszłych spadochroniarzy. Swoją pasją zaraził też żonę. Okazało się, że pokochała skoki spadochronowe tak samo jak on. Teraz ten sport jest ich wspólnym hobby. Państwo Ruszczakowie korzystają z możliwości skakania w różnych „strefach zrzutu”. Zmierzyli się na przykład z wybrzeżem Korsyki, gdzie mieli okazję spędzić wakacje, i z niebem nad Czechami.

- Bardzo dobrze wspominam też skoki w okolicach Moskwy - wspomina Aleksandra Ruszczak, żona pana Marka. - Była tam grupka skaczących kobiet. Pamiętam, że przez cały dzień ciężko ćwiczyłyśmy rozmaite figury, według zaleceń instruktora. W nagrodę ostatni lot był wykonywany tak zwanym „free stylem”. To była kapitalna zabawa! Każda z nas robiła obroty i salta według uznania, bo stylem dowolnym.

Technik jest wiele i, by dojść do wprawy, trzeba zapału i cierpliwości. Pan Dawid swą przygodę ze skakaniem zaczął w wieku 18 lat.

- Podczas zawodów spadochronowych na celność lądowania idzie mi coraz lepiej, ale w trzycentymetrowe „centro” jeszcze nie udało mi się trafić. To kwestia wieloletnich ćwiczeń. Najważniejsze, by wyczuć wiatr - zdradza torunianin.

Co do centymetra

Skoczkowie stawiają sobie coraz wyższe wymagania. Kiedyś „centro”, czyli punkt, w który trzeba trafić podczas lądowania, miało 10 centymetrów, potem pięć, dziś ma trzy, a w planach jest pomniejszenie go nawet do 1 centymetra.

Perfekcja w tej dyscyplinie wymaga więc coraz więszej precyzji.

- Pamiętam, że przed pierwszym skokiem odczuwałem pewien strach, ale przełamałem się. W tym czasie moja mama, która czekała na dole, bardzo się denerwowała. Nie była przekonana do tego typu sportów, ale już się przyzwyczaiła - twierdzi pan Dawid.

W powietrzu można wykonywać różne figury, a także przemieszczać się poziomo, co ułatwia specjalny strój, zwany „beardman”. Taki kombinezon wyposażony jest w materiał przypominający skrzydła pomiędzy rękoma a tułowiem, dzięki czemu można pokonywać nawet spore odległości.

Skoczkowie korzystają też z różnych przyborów wspomagających, takich jak na przykład odpowiednio obciążona piłeczka tenisowa, czy specjalne tuby stabilizujące lot.

Wart każdych pieniędzy?

- Niezapomniane wrażenia pozostawia przenikanie przez chmury. Kiedy przy słonecznej pogodzie skoczek zbliża się do obłoku, może zobaczyć na nim swój cień, a chwilę później przelatuje przez chmurę, jakby jej wcale nie było. Niesamowity jest też lot podczas deszczu, kiedy spada się szybciej niż jego krople. Z kolei gdy uderzą o twarz, ma się wrażenie, że ktoś właśnie rzucił garścią żwiru - opowiada pan Dawid. - To kosztowny sport, ale wart każdych pieniędzy.

Wróć na expressbydgoski.pl Express Bydgoski