W konflikt o kupę gałęzi w Suchatówce pod Gniewkowem
zaangażowano już chyba wszystkie możliwe instytucje. Mieszkanki starego domku
mówią, że to złośliwość sąsiada. Ten odpowiada, że ma prawo składować krzaki
gdzie chce. Spór w Suchatówce przypomina kłótnię Pawlaka i Kargula o miedzę.
<!** Image 2 align=middle alt="Image 222771" sub="Pani Małgorzata pokazuje stertę gałęzi, która rzeczywiście może „zabierać” światło w pokojach jej domu.">Wieś przy ruchliwej drodze znana z grzybobrań, stacji
benzynowej i tirówek. Kiedy odjeżdżamy od drogi krajowej w stronę Perkowa, jest
coraz ciszej. Za torami kolejowymi znajduje się kilka domów oraz gospodarstw.
Podjeżdżamy polną drogą do zniszczonej chałupy. Małgorzata Żuchowska, krótko
ścięta kobieta w średnim wieku, wychodzi na powitanie.
- Wydeptałam już chyba wszystkie ścieżki do urzędów. Nikt
się nie chce tym zająć. Proszę zobaczyć, przez te krzaki u sąsiada mamy ciemno
w pokoju i kuchni – żali się kobieta.
<!** reklama>Spoglądamy za prowizoryczne ogrodzenie wykonane z wbitych w
ziemię pali oraz sznurka. Rzeczywiście, kilka metrów od domu kobiet stoi wysoka
na jakieś 2 metry wielka sterta ściętych gałęzi. Wchodzimy do obejścia.
2 metry przed drzwiami do domu ogrodzenie z gęsiami. Do
płotka przywiązany mały pies w zdredowanych kołtunach. W samym mieszkaniu
biednie, ale czysto. No i ciemno. W obu pomieszczeniach, mimo dość dużych okien
mroczno, mimo że pogoda ładna, a na zegarze 12. Zauważamy, że może się
przyczyniać do tego dorodny świerk przed domem.
<!** Image 3 align=middle alt="Image 222771" sub="W pokoju jest ciemno, mimo słonecznej pogody i 12 na zegarze.">- On nam nie przeszkadza. Ale te śmieci tak. Nikt nie chce z
tym zrobić porządku. Odbijają piłeczki. Policja do straży pożarnej i tak dalej.
A sąsiad to robi złośliwie. Ma kawał pola i miejsce, ale ustawia to właśnie
tutaj – żali się pani Małgorzata.
Kobiety, bo do naszej rozmówczyni dołącza jej matka,
utrzymują, że wszystko zaczęło się w grudniu, kiedy Jan Malicki zaczął układać
ścięte krzewy w hałdę. Pokazują stery dokumentów i pism słanych do rozmaitych
instytucji.
- Wybryki moich sąsiadów wobec nas mogą skończyć się
tragicznie. Wymyślili, że mamy zamurować okna. Dnia 8.10.2012 działając w amoku
1 metr od naszych okien nerwowo zawieszał nam na żyłce jakieś szmatki. Nie wiem
co to ma znaczyć – pisze
Kobieta pokazuje nam także odpowiedzi z rozmaitych
instytucji. Są raczej rzeczowe i wyjaśniają, że albo nie ma żadnego zagrożenia,
albo należy skierować sprawę na drogę cywilną w sądzie.
<!** Image 4 align=middle alt="Image 222771" sub="Małgorzata Żuchowska i Marianna Wojciechowska pokazują tylko niektóre pisma do instytucji, które wysłały oraz odpowiedzi od nich.">- Straż Miejska nie ma podstaw prawnych, aby nakazać
usunięcie gałęzi czy też przeniesienie ich w inne miejsce – wyjaśnia komendant
Jan Michalczyk, który przyznaje, że między sąsiadami istnieje konflikt.
Idziemy posłuchać drugiej strony konfliktu. Ładny dom
sąsiada Małgorzaty Żuchowskiej jest ogrodzony płotem. Gospodarz podchodzi do
niego i otwiera. Nie ma oporów przed rozmową na temat hałdy i utrzymuje, że
prawo stoi pod jego stronie.
- Składuję tam krzaki, które następnie przenoszę i tnę na
opał. Te starta nie będzie stała tam długo. Nie mówię, że potnę to w tydzień,
bo mam też inne zajęcia, ale za miesiąc nie powinno jej już tu być – wyjaśnia
nasz rozmówca.
Z opowieści Jana Malickiego wynika jednak, że geneza
konfliktu jest znacznie odleglejsza czasowo. Utrzymuje on, że wszystko zaczęło
się, kiedy kobiety zaorały jego część działki i posiały tam zboże. Proces trwał
kilka lat. - Powołano się na dokument z końca XIX wieku, ale wreszcie udało mi
się odzyskać ten fragment działki – wyjaśnia mężczyzna i pokazuje na swój dom. -
Panie, kiedy go budowałem, to była najbardziej kontrolowana budowa na świecie.
Co chwila jakieś komisje do mnie przyjeżdżały, bo dostawały donosy.
Gdy zauważamy, że sprawę starty gałęzi można rozwiązać
przesuwając ją choćby, a jest na to miejsce, Jan Malicki kręci głową. - Mam do
tego prawo, bo to jest 4 metry od granicy działki. No i niebawem tego już nie
będzie. No i przepraszam, że muszę za panem pójść zamknąć. Ale, jeśli furtka
nie jest zamknięta na klucz, otwierają ją, pies ucieka, a później dzwonią, że
po wsi bez kagańca biega.
Kiedy już chcemy wyjeżdżać z Suchatówki, do auta podbiega
Małgorzata Żuchowska. Mówi, że znalazła jeszcze jeden istotny dokument z sądu.
To postanowienie o odmowie wszczęcia postępowania dotyczącego nieuzasadnionego
wzywania policji.
W pamięci mamy jednak także dokument, który chwilę wcześniej
pokazał jej sąsiad. To apelacyjne pismo do Sądu Okręgowego dotyczące już innej
sprawy. Wynika z niego, że albo kobieta skonfliktowana jest z wieloma osobami,
albo nastąpiła jakaś zmowa przeciwko niej, w której uczestniczy nawet
dzielnicowy.
- Zeznania dzielnicowego uważam za pomówienie i
jednostronność. Zdeptał moje dobre imię mówiąc, że miałam pianę przy buzi i
dzikie oczy – pisze do sądu kobieta.