Za dwa tygodnie zwariujemy, bo zacznie się Euro, czyli to, co Polaków-szaraków podnieca naprawdę. A zważywszy na to, że piłkarski balon nadyma się bez umiaru, to tych podnieconych będzie z pół narodu.
Na poprzednim Euro pojedynek z Rosją oglądało w pewnym momencie 16 milionów Polaków, więc mecz z bratnimi Niemcami może to przebić. Ani ojciec Mateusz, ani ojciec Tadeusz, ani nawet rodzina Mostowiaków nie mają nawet co śnić o takim wyniku. Bo piłka nożna zlepiona z patriotycznym wzdęciem i gwiazdami pop to cudo nad cuda. Szczególnie, że jesteśmy krajem, w którym jedyną gwiazdą o globalnym zasięgu jest piłkarz nożny... Ale to nie o niego toczyć się będzie gra magików od promocji, PR i innych sztuk robienia czegoś z niczego. Bo z panem Lewandowskim sprawa jest jasna. Gra jak z nut, perfekcyjnie pasuje do każdego towaru - od garniturka po telefon - ma świetne zainteresowania, świetną żonę i świetny odbiór u ludu. Na ulicy rozpoznałoby go 8 na 10 Polaków. Po prostu ideał, z którym problem jest już tylko jeden – żeby nadmiernie go nie wyeksploatować.
Mamy jednak paru aspirantów, których można wypromować na gwiazdy wszechpolskie i nie tylko, przede wszystkim panów Milika i Krychowiaka, ewentualnie Szczęsnego. Nie grają w polskich klubach, więc w żadnym kącie kraju nie mają antagonistów, już zgrabnie promują własne marki w nowych mediach, są odpowiednio przystojni, odziani i świetnie wykonują swój zawód. I do tego są jeszcze nieograni. A już dziś zbolałe udo Krychowiaka naród przeżywa bardziej niż to, co pani Beata powiedziała panu Timmermansowi.
I współczuję tylko ustalaczom strategii reklamowych, którzy decydują, czy apogeum narodowej wariacji jest już teraz - bo po trzech beznadziejnych meczach balon może pęknąć - czy dopiero przed nami. Robota paskudna i nerwowa, jak u bukmachera.CP