Zobacz wideo: Rozbudowa szpitala Biziela w Bydgoszczy
Z drugiej strony, nie dziwię się oburzeniu sąsiadów, którym życie komplikuje nie tyle widok świńskiego ryja za oknem, co niezbyt miły zapach. Poza tym kraj nasz, jak wiele innych, od lat zmaga się z chorobą zwaną ASF, czyli afrykańskim pomorem świń i z tego powodu tępi się nie tylko chore świnie, lecz także dziki. To dlatego każda świnia hodowana w Polsce, nie tylko na balkonie, musi być zarejestrowana.
Chów świni nie jest więc tak samo spontaniczną i dobrowolna decyzją, jak przyjęcie pod swój dach zabłąkanego pieska (chociaż świnia z Wyżyn gabarytami nie powala i ponoć nie jest cięższa niż duży pies).
Gdyby przyjąć kryterium wielkości za decydujące, to zapewne na wyrozumiałość władz spółdzielni mieszkaniowej czy nawet władz państwa mógłby liczyć wylegujący się na balkonie słonik albo żyrafa kupiona w chińskim sklepie internetowym, z teleskopową szyją, która mieści się w konwencjonalnej paczce. Idąc tym torem rozumowania, zaraz wyrazimy zgodę na to, by na balkonach mogły lądować ufoludki, byle tak sympatyczne, jak bohater filmu „E.T.”. I co, zgoda?
