Święto potrzeby bliskości

Aż przyszedł rok 2010 i ówczesny prezydent Łodzi Jerzy Kropiwnicki założył komitet przywrócenia dnia 6 stycznia jako święta ogólnonarodowego. Przyglądałem się temu sceptycznie, wydaje mi się po prostu, że jako kraj na dorobku mnożymy dni wolne ciut bez sensu, jednak liczba podpisów zebranych pod projektem – kilka milionów – robiła wrażenie.
I tak od 2011 roku mamy podobny stan rzeczy jak Szwecji, Szwajcarii, Włoszech, Hiszpanii czy Niemczech. Odpoczywamy. Na szczęście nie wszystkim dzień mija na leżeniu – miliony Polaków wychodzą tego dnia na ulicę. W ekspresowym tempie przyjęła się tradycja Orszaków Trzech Króli, które zalewają już nasze miasta. Liczbę ich uczestników można liczyć w miliony.
W Bydgoszczy w tym roku wyszło kilkanaście tysięcy ludzi. Bez inspiracji przez jakąkolwiek partię, bez nienawistnych haseł, bez dudniącej muzyki, wielkich gwiazd, darmowego grilla. Po prostu wyszli, żeby pobyć razem. Taka potrzeba wspólnotowości, która w czasach przyjaźni głównie facebookowych, SMS-owych rozmówek, googlowej łatwizny, jest szczególnie widoczna. Mamy już tyle dóbr, że niezbyt wiemy, gdzie je przechowywać, ale brakuje nam drugiego człowieka obok. Dlatego tak chętnie reagujemy na tego typu inicjatywy. Nikt jeszcze nie wynalazł aplikacji, która mogłaby to zmienić.
Zmieniam zdanie. Święto Trzech Króli jest potrzebne, dobrze że znów mamy wolny dzień, a jeszcze lepiej, że potrafimy go mądrze wykorzystać, a nie przeleżeć w łóżkach i przesiedzieć przy stołach. Jestem przekonany, że z roku na rok liczba idących w orszakach będzie się zwiększać. Po prostu - z początkiem roku, kiedy wiosna jeszcze daleko za horyzontem, lubimy pobyć razem.