<!** Image 1 align=left alt="Image 18299" >
Należę do nieszczęśliwców, którzy przynajmniej co drugą niedzielę spędzają w pracy. Nie jest mi z tym dobrze - żona w moje pracujące świątki chodzi smutna, syn - chodzi
z kumplami, a pies jak kot - swoimi drogami. Ale nie rozdzieram szat. Szarpię, bo wiszą nade mną raty kredytu hipotecznego i koszty edukacji syna na uniwersytecie w Gdańsku. I podejrzewam, że żona byłaby znacznie smutniejsza, gdyby nie miała swojego wymarzonego domku z ogródkiem. Nie wiem też, czy syn rzuciłby mi się na szyję, gdybym mu powiedział: słuchaj, kolego, w niedziele tatuś będzie z tobą chodził na spacery, ale o dyplomie ekonomisty zapomnij. Takie są ludzkie wybory. Pracownicy handlu mogą nie chcieć pracować w niedziele,
a pracownicy Fiata-GM
w Bielsku - nie chcieć i w soboty. Ważne, aby takie decyzje wynikały ze świadomej, uczciwej kalkulacji zysków i strat. Jeśli moja firma skróci tydzień pracy, to najprawdopodobniej zarobi mniej. A wtedy trzeba będzie zwolnić część personelu albo wszystkim przyciąć płace. Jeżeli zaś zmusi się pracodawcę, by zmniejszył wymiar pracy i jednocześnie nie oszczędzał na jej kosztach, to splajtuje albo przeniesie swoją działalność za granicę. Oczywiście, można jeszcze szukać oszczędności w organizacji pracy, renegocjować umowy
z kontrahentami itp. Obawiam się jednak, że w wielu ostro konkurujących na rynku firmach tego typu ruchy zostały już wykonane. Pozostaje więc stary jak filozofia dylemat: być (w tym wypadku w domu) czy mieć?
Święte świątek i sobota

Należę do nieszczęśliwców, którzy przynajmniej co drugą niedzielę spędzają w pracy. Nie jest mi z tym dobrze - żona w moje pracujące świątki chodzi smutna, syn - chodzi z kumplami, a pies jak kot - swoimi drogami.