Wakacje to przecież czas, gdy w tym miejscu kręcą się nie tylko lokalsi, orientujący się topografii miasta, lecz także turyści. Parę dni temu obowiązki przywiodły mnie w okolice hali targowej przy ul. Magdzińskiego. Chciałem stamtąd przedostać się na Grodzką, korzystając z ul. Przy Zamczysku. Już z daleka od skrzyżowania tych ulic zobaczyłem znaki ostrzegające kierowców, że przejazdu nie ma. Nic jednak nie informowało, że problem z przejściem będą mieli także piesi.Tymczasem gdy zbliżałem się do skrzyżowania, na którym układany był bruk, to omal nie wjechała na mnie od tyłu potężna wywrotka. Potem wzrokiem poszukałem przejścia przez plac budowy. Nie wskazywało go żadne oznakowanie. Pokonałem więc skrzyżowanie na wyczucie i dopiero na Grodzkiej wszedłem w korytarzyk dla pieszych, wytyczony na biało-czerwono. Chwilę później o drogę zapytała mnie jakaś zagubiona kobieta, a potem usłyszałem, jak sposób pokonania tego labiryntu wyjaśniała młoda Ukrainka swojej sporo starszej znajomej. Naprawdę nie dało się tego lepiej zorganizować?
Osobny problem stanowi to, co się teraz dzieje wokół pl. Wolności. I tam przejścia dla pieszych biegną wzdłuż korytarzyków przez jeden wielki plac robót, więc kierowca musi mieć oczy dookoła głowy. Nigdy nie wiadomo, kiedy i stąd się tam jakaś postać wynurzy i wkroczy, nierzadko w roztargnieniu, na wąską jezdnię. Chyba najgorzej to wygląda w miejscu, w którym placem Wolności dojeżdża się do Gdańskiej. A teraz przecież ruch na chodnikach się zwiększy, bo do szkoły wrócili uczniowie I LO.
