Fragment nagrań z kamery paralizatora opinia publiczna poznała 20 maja gdy ujawniła je stacja TVN 24 w reportażu Wojciecha Bojanowskiego. Trzy dni później Komendant Główny Policji nadinspektor Szymczyk mówił stacji TVN 24, że nie znał wcześniej tych nagrań. Przekonywał, że wszystkie nagrania zabezpieczyła prokuratura i nie ujawniła ich policji. Mimo trzykrotnych próśb rzecznika dyscyplinarnego. Z tego właśnie powodu policjant, który używał paralizatora miał nie zostać ukaranym. A jedynie zawieszonym na trzy miesiące.
- Materiały filmowe bezpośrednio po zdarzeniu zostały w całości przekazane w sposób procesowy do prokuratury. Prowadzący postępowanie dyscyplinarne, które zostało wszczęte niezwłocznie, trzykrotnie zwracał się do prokuratury z prośbą o przekazanie tego materiału filmowego. Tego materiału filmowego nie uzyskał - powiedział Szymczyk. Jak dodał, z tego powodu postępowanie zostało zawieszone.
Tymczasem z kalendarium działań policji – przekazanego Rzecznikowi Praw Obywatelskich – wynika co innego. Już 16 maja 2016, czyli dzień po dramacie, wszczęte zostało postępowanie przeciwko policjantowi, który używał paralizatora. Już wtedy było wiadomo, że zrobił to wbrew prawu. Bo nie wolno razić prądem z paralizatora osoby skutej kajdankami. Policjant najpierw przez dwa miesiące był na zwolnieniu lekarskim. Potem postępowanie wznowiono by kolejny raz je zawiesić w sierpniu. Uzasadniając to prowadzonym przez prokuraturę śledztwem. A nie brakiem nagrań. Tym bardziej, że rzecznik dyscyplinarny je znał.
TU PRZECZYTASZ jak umierał Igor Stachowiak
Rzecznik dyscyplinarny znał nagranie. Otrzymał je 31 maja. A trzy dni później obejrzał je. Powstał protokół oględzin nagrania. Ale nic z tego nie wynikło. Bo sprawa dyscyplinarna była zawieszona aż do maja tego roku, do emisji reportażu w TVN 24. Zaraz potem postępowanie wznowiono. Ale policjant poszedł na zwolnienie więc postępowanie dyscyplinarne nadal trwa. Równocześnie wszczęto procedurę zwolnienia policjanta ze służby.
Kontrola wszczęta zaraz po emisji reportażu pokazuje jakie błędy popełnili szefowie Komendy Wojewódzkiej i Miejskiej zaraz po zdarzeniu. Przede wszystkim znacznie wcześniej należało wszcząć procedurę zwolnienia ze służby policjanta, który używał paralizatora. Błędna była decyzja o zawieszeniu postępowania dyscyplinarnego po to, by czekać na ustalenia śledztwa.
Pismo z policji do Rzecznika Praw Obywatelskich informuje o nowym, nieznanym wcześniej wątku sprawy. Bezpośrednio przed śmiercią Igora – już po incydencie z rażeniem go prądem z paralizatora – policjanci używali wobec niego chwytów obezwładniających. W postępowaniu dyscyplinarnym należało rzetelniej zająć się tym wątkiem. Należało też wyjaśnić zachowanie funkcjonariuszy, którzy byli świadkami rażenia Igora prądem i nie zareagowali na łamanie prawa przez kolegę.
Efektem tych wszystkich ustaleń jest wszczęcie postępowań dyscyplinarnych. Obejmują one byłych już szefów wrocławskiej policji Arkadiusza Małeckiego i Dariusza Kokornaczyka, ale też wobec rzecznika dyscyplinarnego, który niezbyt rzetelnie wyjaśniał sprawę.
Źródło: Fakty TVN/X-News