Niektóre wspólnoty mieszkaniowe odgradzają się metalowymi słupkami od innych mieszkańców osiedla. Wystawiając tym samym swoich członków na ryzyko.
- Niedawno wzywaliśmy pogotowie do naszego dziadka, mieszkającego przy ulicy Modrakowej. Omal nie było za późno, bo pogotowie, choć zjawiło się szybko, nie mogło podjechać pod klatkę schodową. Wjazd zablokowany jest przez słupki. Lekarz na odchodne powiedział – afera będzie dopiero, kiedy ktoś umrze, bo nie zdążymy z pomocą – opowiada Czytelnik z Wyżyn.
- Na Modrakowej, faktycznie, ciężko interweniować. Ale to, niestety, codzienność w naszej pracy. Przeszkadzają nam płotki, betonowe ogrodzenia, kwietniki i wazony. Najgorzej jest na Wyżynach, Błoniu i Kapuściskach, gdzie stoją stare bloki. Najwięcej jest ich, co prawda, w Fordonie, ale to osiedle dobrze rozplanowane przestrzennie i tam wielkich problemów nie ma - uważa Tadeusz Stępień z bydgoskiego pogotowia.
<!** reklama>Najbardziej dostaje się wspólnotom mieszkaniowym, które chcąc zaznaczyć swoją obecność, odgradzają się od innych na różne możliwe sposoby. Bywa nawet i tak, że straż pożarna, pociągana jest nawet do pokrycia szkód, które wyrządziła podczas akcji, kiedy próbowała dostać się do pożaru. Strażacy z interwencją jednak zawsze zdążą, bo w razie niebezpieczeństwa po prostu przetną łańcuchy, rozbiją słupki albo przestawią samochody. - Jakoś musimy sobie radzić podczas interwencji. Ale przecież to też trwa, a my czasu nie mamy – mówi Jarosław Umiński, rzecznik bydgoskich strażaków. - Parkowanie na drogach ewakuacyjnych i pożarowych, zastawianie wjazdów to codzienność. Mieszkańcy nie mają świadomości, że blokując nam drogę, mogą sprawić, że kiedyś nie zdążymy z pomocą - uważa rzecznik.
W Wydziale Zarządzania Kryzysowego bydgoskiego ratusza cyklicznie odbywają się spotkania przedstawicieli spółdzielni mieszkaniowych i ADM, między innymi, w sprawach bezpieczeństwa przeciwpożarowego - Apelujemy do przedstawicieli spółdzielni, żeby zapewnili dojazd pod bloki – usłyszeliśmy w ratuszu.